Architektura albo pieniądze?
Alternatywa w tytule sugeruje, że albo jest się architektem, albo kieruje się firmą. W przypadku architektury kreatywność na ogół nie idzie w parze z umiejętnością skutecznego zarządzania i prowadzenia dochodowej firmy.
Adrian Krężlik
Zaślepia nas głód projektowania, przerośnięte ego i poczucie, że nasze projekty ratują świat. Zrozumienie rynku i umiejętność podejmowania odpowiedzialnych decyzji biznesowych, które wiążą się ze znaczną częścią naszej działalności, zostało zepchnięte na drugi plan. To błąd. Konsekwencją takiego krótkowzrocznego podejścia jest to, że firmy architektoniczne często wpadają w kłopoty, np. finansowe, i zmuszone są podejmować nieetyczne i niechciane decyzje.
W gospodarce kapitalistycznej bogactwo mierzy się pieniędzmi lub aktywami. Dopóki działamy w tym systemie, pieniądze są podstawową siłą napędową architektury. Architekci ulegają mylnemu przeświadczeniu o byciu demiurgiem, wielkim twórcą, którego nie dotyczy kwestia pieniędzy i ich zarabiania. Przecież to nieprawda. Ośmielę się zacytować klasyka, Karola Marksa: „Pisarz jest pracownikiem produkcyjnym nie o tyle, o ile produkuje idee, lecz o ile wzbogaca księgarza będącego nakładcą jego książek, a więc jest najemnym pracownikiem kapitalisty”. Pokuszę się o nakreślenie paraleli do architektury – architekt jest pracownikiem produkcyjnym wzbogacającym generalnego wykonawcę lub, w większości przypadków, firmę deweloperską. Działania projektowe stanowią element w łańcuchu wartości cyklu życia budynku.
W naukach ekonomicznych architektura jest częścią sektora AEC (architektura, inżynieria i budownictwo). Według wielu raportów ekonomicznych, sektor AEC jest odpowiedzialny za około 10% produktu krajowego brutto i ta liczba wciąż rośnie. Każdego roku podział pracy staje się coraz bardziej precyzyjny. Wyodrębniają się nowe zawody, które przejmują część typowo architektonicznych zadań. Często obecnie dyskutowana automatyzacja, która ma wyręczyć ludzi przy najbardziej żmudnych czynnościach, może okazać się błogosławieństwem lub przekleństwem dla architektów. Optymistyczny scenariusz jest taki, że dzięki automatyzacji będziemy mogli poświęcić się najbardziej ambitnym i najciekawszymi aspektom projektowania i wycofać z przygotowania informacji i rysunków niezbędnych w procesie budowlanym. W tej perspektywie zanikną zadania, które kiedyś wykonywał kreślarz, a dzisiaj wykonuje student architektury. W najgorszym przypadku zaawansowane oprogramowanie i firmy IT wyssą wszystkie pieniądze z branży.
Nie mogą zaspokoić ambicji i osiągnąć stabilizacji finansowej
Uczelnie często odmawiają inwestorowi znaczenia i kształcą pokolenia marzycieli, którzy wkraczają na rynek pracy pozbawieni niezbędnych umiejętności. Uczelnia powinna zapewniać młodym architektom podstawowe wykształcenie w dziedzinie biznesu, administracji i zarządzania. Rynek architektoniczny składa się z małych i średnich firm oraz z freelancerów. Zatrudnienie specjalisty do stworzenia biznesplanu i zdefiniowania modelu biznesowego dla nowej firmy może się okazać niemożliwe lub nieosiągalne.
Uniwersytet Yale jako jeden z pierwszych podjął temat pieniędzy w biznesie. W 2014 roku ukazał się numer czasopisma Perspecta poświęcony pieniądzom – Perspecta 47: Money. Na ponad 100 stronach naukowcy i szefowie najważniejszych pracowni (Gehry, Rappaport, Zaera-Polo, Eisenmann, Pelli, Carpo) omawiali znaczenie pieniędzy i klientów w projektowaniu i w procesie budowlanym. Następnie Phil Bernstein, były wiceprezes Autodesku, podjął ten problem na seminarium uniwersyteckim zatytułowanym „Badanie nowych propozycji wartości dla praktyki”. Studenci dostali za zadanie napisanie biznes planu, który tworzyłby rzeczywistą wartość (rynkową) i zysk. Bernstein zachęca studentów do postrzegania architektury jako ogniwa w łańcuchu dostaw. Pyta o propozycję wartości, a nie o stawki godzinowe czy płatności ryczałtowe.
Brak zajęć biznesowych w akademickim programie nauczania i ogólne przekonanie, że są one zbędne to spuścizna po pierwszych szkołach architektury. Edukacja zawodowa zaczęła nabierać kształtu pod koniec XVII wieku. Akademia Sztuk Pięknych jako pierwsza zaczęła uczyć kompetencji architektonicznych. Nie kształciła architektów, ale zapewniała odpowiednie wykształcenie artystyczne, o czym przypomina profesor Omilanowska w swoich tekstach. Natomiast szkoły wojskowe uczyły studentów tego, co dziś nazywamy inżynierią lądową.
Absolwenci ASP wyobrażali sobie, że są artystami czy twórcami, których przeznaczeniem jest osiągnięcie wielkich celów. Niestety ta postawa rozpowszechniła się na przestrzeni lat wśród absolwentów studiów architektonicznych, także tych po szkole wojskowej (lub École polytechnique we Francji, a później Bauakademie w krajach niemieckojęzycznych). Archaiczny system edukacji doprowadza do powstawania takich koncepcji, jak Free School of Architecture, które koncentrują się na historii i teorii architektury, designie i teorii estetycznej, praktycznych i zawodowych tematach oraz filozofii, wyłączając projektowanie z zakresu nauczania. Znaczne luki w wiedzy, widoczne na architektonicznym rynku pracy, zmuszają wielu dojrzałych architektów do zmiany branży. Rezygnują oni z marzeń i zmuszeni są określić się na nowo, gdyż nie mogą zaspokoić ambicji i osiągnąć stabilności finansowej.
„Znaczne luki w wiedzy, widoczne na architektonicznym rynku pracy, zmuszają wielu dojrzałych architektów do zmiany branży. Rezygnują z marzeń i zmuszeni są określić się na nowo, gdyż nie mogą zaspokoić ambicji i osiągnąć stabilności finansowej”.
Współczesne niewolnictwo jest faktem
Po drugim lub trzecim roku studiów licencjackich większość młodych jeszcze-nie-architektów rozpoczyna polowanie na staż. Wtedy po raz pierwszy trafiają na mur. Niektóre biura przyjmują ich na bezpłatny trzymiesięczny okres. Lista wymaganych umiejętności jest często chaotyczna i rozległa. Młodzi praktykanci muszą wykazać się znajomością większości oprogramowania dostępnego na rynku, muszą być chętni do ciężkiej pracy, muszą umieć radzić sobie z napiętymi terminami i być gotowi poświęcić całe wakacje na pracę. Układ wydaje się prosty. Studenci pracują w biurze, najczęściej na własnym laptopie, często przy konkursach lub na wczesnym etapie powstawania projektu; budują fizyczne modele lub tworzą rendery.
W ramach wynagrodzenia otrzymują wiedzę i możliwość wpisania praktyk do CV. Nie mówi się o tym, że dzięki pracy stażystów firma zyskuje uznanie, tworzy projekty wyższej jakości lub po prostu zarabia pieniądze – dzięki pracy studentów, na których architektów nie stać. Słyszałem o pracowniach działających dzięki studentom, gdzie czworo studentów pracuje pod okiem bardziej doświadczonego kolegi czy koleżanki. Czy staż nie jest szkołą dla młodych architektów? To nie tylko nauka architektury, ale także nauka standardów, etyki, wartości i kultury pracy. Powinniśmy postrzegać studentów przez pryzmat swojej przeszłości. Uczenie ich jest naszym obowiązkiem.
Aby bronić pozycji przyszłych architektów, podejmowane są odpowiednie działania. Na przykład, w 2011 r. RIBA (Królewski Instytut Brytyjskich Architektów) wprowadziła „ustawową klauzulę płacy minimalnej obejmującą studentów posiadających licencjat pracujących dla architektów w statutowym programie praktyk RIBA”. Prezes RIBA ostrzegła, że firmy oferujące staże niezgodne z tymi zasadami stracą licencję. Mimo to wielu brytyjskich studentów nadal zgłaszało, że bezpłatne praktyki są szeroko rozpowszechnione. Dwa lata później RIBA zmierzyła się z problemem i wezwała studentów do zgłaszania firm, które oferują bezpłatne praktyki architektoniczne, i ogłosiła, że „ubolewa nad faktem, że architekci wciąż traktują studentów w ten sposób”. Australijski Instytut Architektury wyraził bardzo podobną postawę, stwierdzając, że zatrudnianie bezpłatnej siły roboczej jest nielegalne. Z drugiej strony, jeden z najbardziej nagradzanych i cenionych architektów, Sou Fujimoto dał haniebny przykład. W wywiadzie dla Dezeen powiedział: „Jeśli mielibyśmy płacić wszystkim stażystom, to musielibyśmy znacznie ograniczyć ich liczbę i nie moglibyśmy zaoferować studentom i młodym ludziom możliwości zdobycia doświadczenia w (…) architekturze”.
Studenci architektury, którzy pracują w pełnym wymiarze godzin lub na pół etatu w polskich firmach architektonicznych, dostarczają niepokojących informacji. Wynagrodzenie jest nierówne, a krótkie, wakacyjne praktyki najczęściej bezpłatne. W praktyce, w przypadku długotrwałego „zatrudnienia”, „płaca” w najbardziej prestiżowych firmach może wynosić jedynie 8 zł za godzinę (!). To jawne łamanie prawa. Kodeks pracy ściśle reguluje kwestię umów stażowych. Wygląda na to, że współczesne niewolnictwo jest faktem.
Do prowadzenia biznesu niezbędny jest szereg umiejętności. Uważam, że jeśli firma nie jest zdolna do przyniesienia wystarczających zysków lub do samodzielnego utrzymania się, powinna zniknąć z rynku. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale taka jest prawda. To architekci ukształtowali rynek w taki sposób, że prowadzenie uczciwego i zrównoważonego biznesu jest trudne. W pełni zgadzam się z opinią wyrażoną przez Mushtaqa Saleriego, partnera w firmie British Ellis Williams Architects, który w wywiadzie dla Architecture Journal powiedział: „Jeśli nadal będziemy godzić się na obniżanie wynagrodzenia poniżej godnego poziomu i tym samym usprawiedliwiać wyzysk, nasz zawód nigdy nie powróci do poziomu, na którym można zatrudniać wystarczającą liczbę studentów na odpowiednich warunkach”.
Adrian Krężlik – architekt, który zajmuje się zastosowaniem współczesnych technologii w projektowaniu. Założyciel platformy edukacyjnej Architektura Parametryczna oraz berlińskiej agencji Parametric Support, który zajmuje się aplikacją optymalizacji i automatyzacji do procesów architektonicznych. Wykładowca berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych Weißensee oraz poznańskiej School of Form.