ArchitectureDesign

Trzy obszary architektury

 

Praca architekta wnętrz polega nie tylko na zaprojektowaniu estetycznego i funkcjonalnego wnętrza. To tworzenie przestrzeni do życia dla konkretnej osoby, która ma uczucia i emocje. O odpowiedzialności spoczywającej na architektach wnętrz, a także o problemach i pułapkach tego zawodu rozmawiamy z Adamem Pulwickim, założycielem pracowni PULVA, członkiem Stowarzyszenia Architektów Wnętrz.

 

Fot. Szymon Brodziak

 

Zofia Malicka: Wizytówką pana pracowni są wnętrza minimalistyczne, ale jednocześnie ciepłe i przepełnione sztuką. Dlaczego akurat ten styl uznaje pan za najlepszy dla użytkownika?

Adam Pulwicki: Odpowiedź jest być może banalna i prosta – bo człowiek jest najważniejszy. Zawsze skupiałem się na wartości i energii, które daje nam nasze życie, relacja z drugim człowiekiem, a także na tym, jacy jesteśmy. Mamy różne potrzeby, czujemy się dobrze w rozmaitych estetykach, tworzymy rodziny lub żyjemy sami. Nasze życie jest silnie zdefiniowane przez miejsce, w którym się urodziliśmy, przez to jak ukształtowało nas dzieciństwo, rodzice, dziadkowie, przyjaciele; przez pasje, proces edukacji, doświadczenia, które nieustannie zdobywamy – to wszystko razem tworzy konkretną osobowość, jednostkę, która definiuje przestrzeń, w jakiej chce żyć. Na tę przestrzeń składają się dom, praca, wyjazdy i świat, który nas interesuje lub nie. Jest przestrzeń związana ze sztuką, czyli chęć rozwoju, jest przestrzeń związana z naturą, czyli chęć dotykania czegoś, co jest bardzo pierwotne, surowe. Jestem tak ukształtowany i mam to szczęście, że trafiłem w życiu na ludzi, którzy, tak jak ja, dobrze czują się w takiej estetyce, w kontekście szczerości i prawdy. Mam wrażenie, że zdarza się, że jako architekci projektujący określoną dla pracowni PULVA estetykę, zaczynamy zaprzeczać pewnym zachowaniom, które stały się – zwłaszcza w przypadku posiadania dużych pieniędzy – standardem, ale w złym tego słowa znaczeniu. Świat poszedł w kierunku konsumpcjonizmu, począwszy od podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, po kulturę, przechodząc przez wszystkie inne płaszczyzny pomiędzy nimi. Świat ma się źle, po prostu. A to, co my tworzymy, jest bliskie temu, co dla naszych klientów jest wartością samą w sobie: zdrowie, spokój, przestrzeń, budowanie relacji z drugim człowiekiem. To wszystko ujęte w ramy pewnej konkretnej estetyki i sztuki, ma określoną wibrację.

 

Dziś, zanim inwestor wybierze architekta, któremu powierzy stworzenie przestrzeni, może zapoznać się z jego filozofią i realizacjami. Domyślam się, że trafiają do pana ludzie oczekujący określonej estetyki, jakości, rozwiązań i określonego efektu.

Różnie bywa. Staram się podkreślać, że zawód architekta łączy w sobie trzy obszary, których połączenie w innych zawodach raczej nie występuje. Pierwszy z nich to technologia – wszystkie zagadnienia inżynieryjne dotyczące wykonawstwa, związane z zawodami politechnicznymi i myśleniem matematycznym, niewrażliwym. Drugi obszar to estetyka – najtrudniejszy w kontekście pracy z klientem, bo skąd mamy wiedzieć, jakie dana osoba lubi kolory, w jakich wnętrzach dobrze się czuje itd. Tu bardzo pomaga portfolio, bo w przypadku estetyki – w przeciwieństwie do pierwszego obszaru, w którym każda profesjonalna pracownia posługuje się ustalonymi normami – to kwestia indywidualna. Kiedy kreujemy przestrzeń dla dwóch osób, zdarza się, że mają zupełnie odmienne oczekiwania. Naszą trudną rolą jest pogodzić emocje obu stron.

 

Czyli trzeba być też trochę psychologiem?

Tak, architekt wnętrz to taki „artysta–psycholog”, który zna się na kolorach, materiałach i umie to wszystko ułożyć, a na dodatek jeszcze potrafi wejść w głowę klienta i odkryć, w jakiej przestrzeni będzie się czuł najlepiej.

 

A ostatni obszar?

Trzeci obszar, zarezerwowany dla jeszcze innej grupy profesjonalistów, to ekonomia. W tym pojęciu mieści się czas, logistyka, zarządzanie i organizacja całego procesu projektowego z poziomu kosztów. Spośród tych trzech obszarów dwa skrajne są matematyczne, natomiast środkowy opiera się na wrażliwości, odczuciach i emocjach, dlatego najtrudniej go okiełznać. I choć portfolio pomaga, nie jest do końca jednoznaczne, bo chodzi tu też o relację między architektem a inwestorem. I to jest właśnie moja filozofia – mnie przede wszystkim interesuje ciekawy, wartościowy człowiek. Dla takiego człowieka, który ma dla mnie empatię, zrozumienie i szacunek, bardzo chętnie będę pracować. Mniej istotne jest, czy będzie chciał stworzyć wnętrza w kamienicy z 1850 roku, zrewitalizować stary pałac, czy zbudować ultranowoczesny, minimalistyczny dom. Komunikat, który wysyłamy poprzez stronę internetową czy media społecznościowe jest trochę zero-jedynkowy, jasno pokazuje, że chcemy być blisko natury, chcemy być „simple”, szczerzy w stosunku do materiału, do wartości, które daje nam świat. Nie chcemy bić brawa dla twórców plastiku czy niepotrzebnych gadżetów, wymyślania rzeczy, z których ludzie nie korzystają albo wręcz są nimi osaczeni.

 

Szczęśliwie jest coraz więcej świadomych osób, które wyznają podobne wartości.

Trafiają one do nas także dlatego, że po stronie pracowni znajduje się podejmowanie decyzji, które w dzisiejszym świecie stanowi duże wyzwanie. Często pracujemy z klientami, którzy są w ekspertami w swojej dziedzinie, ale nigdy nie okiełznali tematu inwestycji – nie wiedzą, jak wybrać płytki, armaturę, wyposażenie czy jak kupić świetny obraz. Ten element doradczy jest bardzo istotny. Kolejnym warunkiem dobrze zaprojektowanego wnętrza jest konsekwencja – nieważne w jakim stylu pracujemy, konsekwentnie trzymamy się naszych wartości i klienci to czują.

 

Podkreśla pan, że edukacja na wielu płaszczyznach jest niesamowicie ważna w zawodzie architekta wnętrz. Zwłaszcza dziś, kiedy po ukończeniu trwającego trzy miesiące kursu można otworzyć własną pracownię i zacząć praktykę.

W kategorii postrzegania ważności zawodu, nasz jest bardzo zdeprecjonowany – mnóstwo ludzi uważa, że architekt wybiera kolory, wiesza firanki w oknach i na tym zabawa się kończy. Tymczasem, pomijając nawet zagadnienia z obszaru technologii, to trudny zawód przede wszystkim ze względu na to, że dotyczy naszego codziennego życia i energii. Jeżeli wnętrza – nie tylko domy, ale też biura, szpitale, miejsca publiczne, w których się przebywa – są dobrze i świadomie zaprojektowane, to nasze życie jest lepsze, jesteśmy zdrowsi, mamy lepszą energię. Czasami dotyczy to rzeczy odbieranych podprogowo, np. proporcji. Jeżeli są dobre – część ludzi ich nie zauważa i nie czuje, ale kiedy są złe, czujemy od razu, że coś jest nie tak. Jesteśmy bytami poukładanymi, mamy dwie ręce, dwie nogi, każdy wygląda mniej więcej tak samo, mamy symetrię, która de facto jest asymetryczna. Nie musimy tworzyć nowych reguł – wystarczy sięgnąć do historii i natury, aby skorzystać z wymyślonych już, najlepszych reguł. Jeśli to umiemy, bardzo świadomie stworzymy dobre wnętrza. Mówiąc o edukacji, mam na myśli nie tylko studia, bo według mnie nie każdy absolwent architektury na świetnej uczelni powinien ten zawód uprawiać. I znowu wracamy do trzech obszarów, o których mówiłem wcześniej. Technologii można się nauczyć – czytać, chodzić na kursy, zgłębiać wiedzę – tu zasada jest prosta, to wymaga czasu. Lekarz nie może operować serca, bo skończył studia, on musi przejść określony proces, tak samo jak architekt. Największy problem polega na tym, że bardzo trudno tę edukację zdobyć, ponieważ sam proces studiów, zarówno na akademiach sztuk pięknych, jak i na politechnikach i w innych szkołach, jest tylko punktem wyjścia do uprawiania tego zawodu. W tej dziedzinie trzeba się cały czas uczyć i rozwijać – kiedy zaczynałem przygodę z architekturą wnętrz, oświetlenie opierało się na żarówkach i halogenach. Później pojawiły się LED-y – totalnie nowa technologia, którą musiałem poznać od zera. Najlepszą nauką w tym zawodzie, podobnie jak w przypadku lekarza czy prawnika, jest praktyka, nie ma innej drogi. Jeśli inwestor trafia na architekta po trzymiesięcznym kursie, to trochę jakby poszedł do dentysty, który równie szybko zdobył „dyplom”. Nie chciałbym usiąść na jego fotelu. Chętni jednak są, bo mało zapłacą. Później okazuje się, że nie wiedzą, dlaczego coś nie wyszło, nie działa, dlaczego szafa się nie mieści, a kolory ze sobą nie współgrają.

 

Walka z tym problemem to jedno z zadań Stowarzyszenia Architektów Wnętrz (SAW), którego jest pan członkiem i jednym z kilkunastu założycieli.

SAW pracuje nad tym, żeby uświadomić młodym ludziom, na czym polega zawód architekta wnętrz, jaka jest jego ważność i jak długą drogę trzeba przejść, żeby faktycznie być profesjonalnym architektem. Tworząc SAW w gronie kilkunastu osób, twórców, pracowni, później członków założycieli, przez kilka lat odbyliśmy wiele dyskusji o wspólnych problemach, nie tylko naszych, ale też klientów, z którymi pracujemy. Każda z tych pracowni miała styczność z poturbowanymi klientami albo opiniami typu „nigdy nie zatrudnię architekta wnętrz, to jest dramat, zapłaciłem kupę kasy, a sam zrobiłbym to lepiej”. Nie pomaga fakt, że żyjemy w wirtualnym świecie braku uczciwej, wiarygodnej informacji albo też braku źródła tej informacji. W dobie internetu doszliśmy do punktu, w którym możemy znaleźć potwierdzenie każdej, nawet najbardziej bzdurnej teorii. A jeśli szukamy wiedzy na temat, na którym się znamy, musimy mieć ogromne szczęście, żeby trafić akurat na rzetelne źródło. Obojętnie, jakie hasło wpiszemy w wyszukiwarkę, np. popularne przez ostatnie dwa lata „jak wyleczyć COVID” – znajdziemy masę opinii, różnych, pewnie dobrych i złych. SAW chce być platformą, która pewne rzeczy uwiarygodnia, m.in. dzięki temu, że zrzesza 120 pracowni, z których każda ma swoją historię i swój profesjonalny rys. Chcemy dać klientom potwierdzenie jakości. Planujemy też bardzo mocno zintensyfikować działania z uczelniami, wejść w tryb komunikowania młodym ludziom, że ten zawód polega nie tylko na projektowaniu, ale jest związany z emocjami i odpowiedzialnością za życie drugiego człowieka.

 

Jakie są trzy podstawowe działania SAW-u?

Przede wszystkim chęć integracji środowiska, której wcześniej nie było. Stworzenie platformy do wymiany informacji i opinii bardzo dobrze wpłynęło na rynek. Rozmowy powodują, że wszyscy widzą potrzebę wprowadzenia zmian. Mamy zasady uczciwości zawodowej, są wartości, które wcześniej dla architektów w ogóle nie występowały na rynku, np. nie było do tej pory na rynku żadnego towarzystwa ubezpieczeniowego, które chciałoby architekta wnętrz ubezpieczyć od odpowiedzialności cywilnej. Dziś już jest i to efekt naszej pracy. Docelowo będziemy próbowali dążyć – zobaczymy, czy się uda, bo działamy non-profit, ani zarząd, ani członkowie nie pobierają pieniędzy, raczej dokładają, a energię trzeba cały czas utrzymywać – do certyfikacji zawodu z poziomu litery prawa. Druga kwestia to promowanie dobrego projektowania. Przykładem tych działań jest konkurs Wnętrze Roku SAW – w poprzedniej edycji zostały zgłoszone świetne projekty. To konkurs, który nie mówi architektom, że aby wziąć w nim udział, muszą użyć np. przycisku spłukującego firmy X. Oczywiście mamy sponsorów, bo aby był sprawczy, muszą być dobre nagrody, ale to jest czysty, purystyczny konkurs. Trzeci temat, nad którym będziemy bardzo mocno pracować, to synergia z młodymi ludźmi.

 

Ponadto wewnątrz SAW-u odbywają się szkolenia, np. dotyczące praw autorskich i zagadnień związanych z obsługą prawną. Współpracujemy z kancelarią, która dba nie tylko o interesy stowarzyszenia, ale też poszczególnych jednostek. Szkolenia są również techniczne – związane z produktami czy technologiami. Mam nadzieję, że będą się odbywać szkolenia biznesowe – podczas studiów architekci nie uczą się, jak prowadzić firmę, na czym polegają koszty, co to są przychody, jak i w co inwestować, jak zatrudniać ludzi, jak sobie radzić finansowo. My sami, tworząc pracownię piętnaście czy dwadzieścia lat temu, robiliśmy to w sposób naturalistyczny i nie do końca dobry. Jak powiedziała kiedyś Kasia Kuo-Stolarska, właścicielka pracowni, którą bardzo cenię – architekt wnętrz w Polsce to zawód wielu patologii, głównie ekonomicznych. Wartością SAW-u jest to, że doszliśmy do punktu, w którym zadaliśmy sobie pytanie, dlaczego na rynku mamy cenę 100 zł za metr kwadratowy projektowania wnętrz. Dlaczego sto? Bo tak. Następnie zadaliśmy sobie pytanie, ile trwa zaprojektowanie metra kwadratowego. Nikt z nas nie miał zielonego pojęcia. Okazało się, że to jest minimum pięć godzin, czyli 20 zł na godzinę. To spowodowało, że część pracowni zaczęła myśleć, żeby zmienić ekonomię, przejść na stawkę godzinową, która jest bardziej uczciwa. Klient jest decyzyjny – płaci mniej, klient jest wymagający, niedecyzyjny – płaci proporcjonalnie więcej. Potrzebuje kilka wersji projektu – płaci za kilka, a nie za jedną. To są wartości, które nigdy by się nie pojawiły w głowie jednego człowieka. To jest siła odwagi, powiedzenia sobie: zmagam z pewnym problemem, ale to nie jest tylko mój problem. Taki sam problem ma kilkadziesiąt pracowni, więc trzeba go rozwiązać. Jak to mądrze zrobić? Porozmawiajmy ze specjalistami. Świadomość, że mogę porozmawiać ze specjalistą, z prawnikiem, sprawia, że moja pracownia lepiej funkcjonuje. Nie chodzi tylko chodzi o moje finanse – jeśli firma będzie bardziej stabilna, będzie miała lepszy cash flow, będzie pracownią lepszą dla klienta. Zbieramy takie komunikaty i być może powstanie kompendium wiedzy, które będziemy mogli udostępnić publicznie. Tu znowu wrócę do wsparcia młodych ludzi – często się zdarza, że ktoś ładnie rysuje, wie, że dwa plus dwa to jest cztery – to idzie na studia na architekturę. Jak się dostanie, to będzie mieć świetny zawód. Później się okazuje, że ten świetny zawód ma fatalną ekonomię, a do tego generuje wysoki poziomu stresu, bo walczymy z problemami, na których może nawet nie do końca się znamy, albo nie chcemy ich dotykać, czyli emocjami drugiego człowieka, problemami wykonawczymi i technologicznymi. Zawód architekta wnętrz polega na ciągłym rozwiązywaniu problemów. Mam taką zasadę, że jeżeli cokolwiek się dzieje, rozwiązujemy to w sposób bardzo łagodny, nie pracujemy w weekendy, nie pracujemy wieczorami, ale to jest efekt filozofii wdrożonej w życie, wypracowania spokojnych procesów. Oczywiście zdarzy się telefon, bo coś „eksploduje” – coś nie przyjechało, nie działa, jest krzywe, ale wiemy, dlaczego tak się stało i potrafimy na to reagować. Podsumowując, rola SAW-u jest edukacyjno-łagodząco-integracyjno-przyjazna dla ludzi, nie tylko dla samych członków stowarzyszenia. 

 

Co trzeba zrobić, żeby do SAW-u dołączyć?

Podstawowe zasady są bardzo precyzyjnie opisane w statucie SAW-u dostępnym na naszej stronie www, w skrócie: trzeba mieć ukończone studia kierunkowe, własną pracownię z określonym stażem i określone portfolio (ale nie pod względem stylu). To dowód, że faktycznie się przepracowało ileś tematów. W ciągu kilkuletniej historii SAW-u nie trafiło do nas ani jedno pismo ze skargą od klienta którejkolwiek ze zrzeszonych pracowni.