Okna dla Ukrainy
Zofia Jaworowska, Petro Vladimirov i Michał Sikorski stoją za wyjątkowym przedsięwzięciem, które wygrało tegoroczne London Design Biennale. Projekt OKNO ma na celu dostarczanie okien z drugiego obiegu do najbardziej potrzebujących rejonów odbudowującej się Ukrainy. O aktywizmie w architekturze rozmawia z nimi Marcin Szczelina.
Marcin Szczelina: Jak to się stało, że spotkaliście się i stworzyliście Projekt OKNO?
Zofia Jaworowska: Ja i Michał jesteśmy partnerami prywatnie. Dopóki się nie poznaliśmy, nie miałam zbyt wiele do czynienia z architekturą. Zobaczyłam jednak, że ma ona potencjał społeczny, który nie jest wykorzystywany, a ponieważ tematy mieszkaniowe zawsze mnie interesowały, wszystko zaczęło się spinać. Wcześniej pracowałam w różnych organizacjach społecznych z myślą, że chciałabym przekuć to doświadczenie w powstanie własnej organizacji. To się wydarzyło, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie i zakończyliśmy oddolne działania na dworcu. Wtedy w naszym życiu pojawił się Petro.
Michał Sikorski: Ja jestem architektem urbanistą. Właściwie całe moje życie zawodowe rozgrywało się we Francji, Belgii i Szwajcarii, aż do czasu kiedy pięć lat temu wróciłem do Polski. Tutaj specjalizowałem się w projektowaniu kampusów, byłem naczelnym architektem Uniwersytetu Warszawskiego. Dwa lata temu otworzyłem własną pracownię „TŁO”. Od dawna interesuję się wtórnym użyciem materiałów, w Belgii przyglądałem się brukselskiej grupie Rotor.
Petro Vladimirov: Ja mam background artystyczno-badawczy, zawsze miałem romanse z architekturą, od której ciągle odchodzę i wracam ponownie. Cały czas uciekam od typowego projektowania. Zawsze pociągała mnie inna strona architektury i stąd pojawiło się zainteresowanie materiałami – tym, z czego architektura powstaje.
ZJ: Kiedy wybuchła wojna, ja z Michałem zamieszkaliśmy razem, a w mieszkaniu Michała zamieszkał Petro. Poznaliśmy się więc prywatnie, a potem zaczęliśmy się zastanawiać, co możemy wspólnie zrobić, żeby zaangażować się w pomaganie w Ukrainie, niekoniecznie już w Warszawie.
Skala pomocy, jaką Polacy zaoferowali osobom uciekającym z Ukrainy była ogromna, co było dość nietypowe w porównaniu z poprzednimi kryzysami migracyjnymi. Byliście tym zaskoczeni?
MS: Faktycznie nie zdarzały się sytuacje znane choćby z granicy białoruskiej czy inne haniebne wydarzenia. Zadziałała wyobraźnia kolektywna: to się dzieje zaledwie kilkaset kilometrów dalej i my możemy być następni. To kwestia empatii i solidarności ze zdrową mieszanką własnego interesu i zrozumienia dla sytuacji. W naszym otoczeniu pierwszym pytaniem było „co możemy zrobić?”. Zosia była jedną z założycielek Grupy Zasoby, która w ciągu paru miesięcy znalazła awaryjne noclegi dla 5500 osób w Warszawie.
ZJ: Mnie to niespecjalnie zdziwiło, mimo, że mam trudne doświadczenia z pomaganiem osobom uchodźczym w Polsce, bo pierwszy taki projekt zainicjowałam, kiedy wybuchła wojna w Syrii. Wtedy szukanie mieszkań było bardzo przykre i trudne. Jako grupa spotykaliśmy się z dużą ilością hejtu. Mam poczucie, że Polacy i Ukraińcy są sobie tak bliscy i znajomi od wielu lat, że nie byłam zaskoczona.
A jak postrzegacie reakcję branży architektonicznej – zarówno w Polsce, jak i na świecie – na wojnę?
MS: Im dalej od Ukrainy, tym mniej to ludzi dotykało, bo mniej im to zagrażało. Wyjątkiem jest Wielka Brytania. Wiązało się to z kompletnym niezrozumieniem kulturowo-politycznym tego, co się dzieje, co było dla mnie gigantycznym rozczarowaniem. Urwały mi się kontakty z niektórymi znajomymi, którzy pisali, że to nakręcanie machiny wojennej przez Amerykanów i NATO. Ten dysonans był dla mnie niesamowity – te głosy wybrzmiewały dokładnie w tym samym momencie, kiedy Zosia spędzała już czterdziestą noc na Dworcu Zachodnim, pomagając ludziom uciekającym ze swoich domów.
PV: Jestem ze wschodu Ukrainy, więc dla mnie wszystko zaczęło się 8 lat wcześniej. Przyjechałem do Polski w 2015 roku i w tamtych czasach nawet w Kijowie słabo odczuwano to, co się dzieje w Ługańsku. To wszystko było daleko. W lutym zeszłego roku Polska stała się dla mnie totalnie innym krajem. W 2015 roku ludzie z Ukrainy przyjeżdżali do Polski, ale te światy nie były zintegrowane. Wydaje mi się, że nastąpiła historyczna zmiana pod względem społecznym. Widzimy, że Polacy zachowują się bardzo dobrze względem Ukraińców, ale trzeba też podkreślić, że w Ukrainie bardzo docenia się Polaków i Polskę. Skutki tego będą bardzo długodystansowe i to jest dobra zmiana. Jeśli chodzi o branżę architektoniczną, to na początku wszyscy myśleliśmy, że trzeba jakoś przetrwać, więc od razu po wybuchu w ramach projektu Projektantki_ci dla Ukrainy zorganizowanym przez Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki szukaliśmy małych zleceń dla przyjeżdżających do Polski Ukraińców i Ukrainek. Potem biura zaczęły zatrudniać ukraińskich architektów na stałe. To jest ciekawe, że jest chęć pomocy w bardziej trwały sposób.
ZJ: To ważne, że cała ta pomoc odbywa się po partnersku, a nie z góry. Ja przynajmniej nie spotkałam się z patrzeniem na Ukrainę jako jedynie na ofiarę sytuacji. Jest zrozumienie, że Ukraina toczy walkę też w naszym imieniu.
MS: Wyjechałem z Warszawy po maturze, nie było mnie przez kilkanaście lat. Miałem frajdę, kiedy okazało się, że wróciłem do kompletnie innego kraju. Główną zmianą, poza architekturą, było to, że nasz kraj nie jest już tak monolityczny etnicznie i kulturowo. Myślę, że reakcja społeczeństwa w 2022 wyniknęła też z tego, że już wcześniej zaczęła się zmiana.
Wojna spowodowała, że zaczęliście pracować razem. Jak to wyglądało?
ZJ: Po dwóch miesiącach pracy w Grupie Zasoby byłam bardzo wydrenowana, więc zrobiłam sobie miesiąc przerwy, ale chciałam działać dalej. Rynek mieszkaniowy w Warszawie był już wtedy przesycony. Dodatkowo zaczęły się działania bardziej systemowe, a trochę ludzi zaczęło już wracać do Ukrainy. Pomyślałam, że możemy zacząć działać tam. Zaczęliśmy się zastanawiać, co jest najbardziej palącą potrzebą i okazało się, że odbudowa mieszkań i budynków użyteczności publicznej. Mieliśmy hipotezę, że okna to towar najbardziej deficytowy, najdroższy i najtrudniejszy do zdobycia. Skorzystaliśmy z zaplecza Petra, który skontaktował nas z różnymi organizacjami i inicjatywami, które zajmują się odbudową. Okazało się, że faktycznie potrzebują okien. Nie mieliśmy ani złotówki, a okna są bardzo drogie, więc stwierdziliśmy, że po pierwsze założymy fundację, a po drugie – będziemy brać okna z odzysku.
PV: Istotnym faktem było to, że obwody Kijowski i Czernihowski zostały wtedy uwolnione i wiele osób zaczęło wracać. W internecie było dużo zdjęć z odgruzowywania i stąd wziął się pomysł, żeby ludziom pomagać na miejscu. Zrozumieliśmy, że w Ukrainie jest deficyt szkła, bo około 85% tego materiału było importowane z Rosji i Białorusi.
MS: Trudno to wszystko odtworzyć linearnie, ale mniej więcej w tym samym okresie przeczytałem o akcji zbierania okien po wybuchu w porcie w Bejrucie.
ZJ: Początkowo chcieliśmy zbierać różne materiały do odbudowy, ale Michał zasugerował, żeby najpierw skupić się na oknach i drzwiach. Okazało się, że okna to tak skomplikowany i osobny mikrokosmos, że stwierdziliśmy, że najpierw skupimy się na nich, a potem może zaczniemy robić inne rzeczy. Dopiero po roku zaczynamy myśleć o poszerzaniu działań o inne komponenty budowlane.
MS: Działanie Grupy Zasoby dało nam wiarę w potencjał ludzi wokół nas. Stwierdziliśmy, że skoro tysiące osób chciało przyjąć do siebie obce osoby, to uda się też zebrać okna po remontach.
ZJ: No i udało się.
Zbieranie okien wydaje się jednak dużo trudniejsze niż np. zbiórka ubrań, które każdy może przynieść własnoręcznie. Wyobrażam też sobie, że nie jest tak łatwo zorganizować transport do Ukrainy. Jak wyglądają szczegóły takiego przedsięwzięcia?
PV: Na początku mieliśmy dwie hipotezy dotyczące źródeł pozyskiwania okien. Po pierwsze, że będą trafiać do nas okna od prywatnych osób, bo ich utylizacja jest trudna, więc ludzie trzymają je w garażach czy piwnicach. Po drugie, że trafią do nas okna po wystawach materiałów budowlanych lub okna nowe, ale zwrócone do producenta z powodu niewielkich defektów. Oba te założenia się potwierdziły. Zaczęliśmy od promocji zbiórki wśród osób prywatnych, mówiąc, że wystarczy się do nas odezwać, a my przyjedziemy. W pierwszym etapie wynajmowaliśmy przyczepę i w weekendy jeździliśmy po Polsce, odbierając po 40-50 okien. Wracaliśmy do Warszawy i wyładowywaliśmy je w naszym magazynie. Potem pojawił się sektor budowlany, który sam się o nas dowiedział i zaczął się z nami kontaktować przy okazji rozbiórek.
ZJ: Na początku pchaliśmy się wszędzie, żeby o tym projekcie usłyszano jak najszerzej. Wszystko spotkało się ze sporym odzewem środowiska architektonicznego, które rzadko ma możliwość tak bezpośredniego zaangażowania w działania aktywistyczne. Teraz dużo bardziej opłacalne jest dla nas pozyskiwanie okien z remontów wielkoformatowych, od architektów czy deweloperów. Wtedy możemy załadować tira, który jedzie od razu w konkretne miejsce w Ukrainie, bez przystanku w Warszawie. Ten aspekt jest bardzo ważny, bo jak wiadomo, w trzecim sektorze zawsze brakuje pieniędzy, a transport to 70% kosztów naszych działań. Wciąż jednak zbieramy okna od osób fizycznych, bo obywatelski aspekt akcji też jest istotny.
Skąd pozyskujecie pieniądze na działania?
ZJ: Mieliśmy darowiznę od BNP Paribas, ale już ją wykorzystaliśmy. Teraz jedziemy na oparach crowdfundingu i rozmyślamy, skąd mieć pieniądze na dalszą działalność. Granty są dla nas trudne, bo Projekt OKNO wpisuje się w niewiele konkursów ofert. Szukamy więc alternatywnych sposobów finansowania: chcemy zrobić aukcję, imprezę zbiórkową, dalej liczymy na crowdfunding. Mamy konto na Patronite, więc każda osoba może nas wspierać w taki sposób. Rozkręcamy też pozyskiwanie innych materiałów wykończeniowych z odzysku i wprowadzanie ich ponownie do sprzedaży, żeby w ten sposób podreperować budżet.
Ile okien pojechało dzięki wam do Ukrainy?
ZJ: Na dzień naszej rozmowy to 1217.
Jak wybieracie miejsca, do których one trafiają?
PV: Projekt zaczynał się bardzo eksperymentalnie, badaliśmy wiele rzeczy i współpraca ze stroną ukraińską też się zmienia. Na początku zaczęliśmy punktowo kontaktować się z kilkoma organizacjami. Wtedy wyszła nam współpraca z organizacją District #1, która miała magazyn w Kijowie. My transportowaliśmy okna tam, a one potem jechały dalej, głównie na Obwód Kijowski. Z czasem postanowiliśmy, że musimy jechać dalej. Projekt polega na tym, żeby pomagać grupom, które są najmniej zabezpieczone, a im bardziej na wschód, tym jest trudniej, więc dla nas priorytetowym kierunkiem jest teraz Charków i Chersoń.
ZJ: Tam też mamy organizacje, które już wcześniej odbierały okna z magazynu District #1. Teraz będziemy wysyłać okna bezpośrednio, m.in. do organizacji Unity and Strength w Charkowie i organizacji Svoi Ludy w Chersoniu.
W projekcie rozwijacie też wątek architektoniczny związany z ponownym montażem okien, które niekoniecznie muszą pasować do dziur w ścianach.
MS: To w dużej mierze moja działka. Projekt OKNO to Zosia i Petro, a ja grawituję wokół. Moje zaangażowanie w projekt na poziomie doradczym wyniknęło z własnego zainteresowania projektowaniem z użyciem materiałów wtórnych. W Projekcie OKNO pierwszą obserwacją było to, że najbardziej sprawdzają się okna plastikowe, bo są najlżejsze i nawet jak coś się wykrzywi, to okno pozostaje funkcjonalne. Brzydkie plastiki, którymi wszyscy gardzą, okazują się w sytuacji pomocowej najlepszą technologią. Drugą rzeczą, której się nauczyliśmy przy tym projekcie, dość oczywistą, było to, że pozyskane okna nigdy nie pasują do otworu po zniszczonym oknie. Pojawiło się więc pytanie, jak to rozwiązać projektowo. Zosia i ja zostaliśmy zaproszeni do wzięcia udziału jako tutorzy w Dolnośląskim Festiwalu Architektury. Załadowaliśmy kilka okien do samochodu i pojechaliśmy tam z bardzo prostymi pytaniami: jak dopasować za duże okno do za małego otworu i jak dopasować za małe okno do za dużego otworu? Studenci rozrysowali na tyle ciekawe propozycje, że po debacie na zakończenie festiwalu odezwali się do nas architekci z PROLOG i zaproponowali, że pociągną temat. We współpracy z Fundacją BRDA powstał opensource’owy katalog „Okno DIY”. Dziesięć młodych polskich pracowni dobrowolnie stworzyło projekty niedoskonałych detali, które zostały przetłumaczone na język ukraiński i są udostępniane przy wysyłaniu okien. Jestem przekonany, że praca z materiałami z odzysku, to duża zmiana paradygmatu dla architektów i jeden z niewielu sposobów na zmniejszenie śladu węglowego przemysłu budowlanego. To jednak wciąż produkt uboczny całego Projektu OKNO.
Uważacie, że architektura jest w stanie funkcjonować w obiegu zamkniętym?
MS: Wizja tego, że nie będziemy budować nic nowego, jest utopijna. Natomiast powinniśmy dążyć do tego, aby maksymalnie przetwarzać. Na pewno powinniśmy burzyć budynki tylko w ostateczności. Mamy wybitne przykłady renowacji starych i stosunkowo nowych obiektów, takich jaki bloki mieszkalne – to już nie jest awangarda, tylko sprawdzone metody. Popatrzcie na projekty pracowni Lacaton Vassal. A poza tym, nawet tworząc nowe budynki, można budować z materiałów używanych i zaprojektować je tak, żeby mogły być łatwo przetworzone później. Tutaj warto się przyjrzeć projektom pracowni Andersa Lendagera. Mam wrażenie, że to jest to, co może dużo zmienić, ale jesteśmy na totalnym początku tej drogi. Zamówienia publiczne, biznes deweloperski są mocno spóźnione w tej kwestii, ale przede wszystkim musi się dostosować ustawodawstwo.
PV: W całym procesie powstawania architektury projektowanie jest kolejnym krokiem. Cała branża budowlana musi pewne rzeczy uzgodnić, żeby architektura mogła nadążyć.
MS: Ale i tak mam wrażenie, że na tym polu branża budowlana jest bardziej progresywna niż nasze uczelnie architektoniczne, które zapatrzyły się na Szwajcarię lat dziewięćdziesiątych. Jeśli tematy ekologii są obecne na politechnikach, to często w oldschoolowym i mało porywającym wydaniu.
Macie pomysł na to, jak to zmienić?
ZJ: Naszym głównym centrum zainteresowań jako Fundacji BRDA jest material reuse – zarówno w kontekście budowlanym, jak i społecznym. Okna pozostają sercem naszych działań, ale uznaliśmy, że inne materiały z odzysku są naszą szansą, żeby pozyskiwać pieniądze na dalszą realizację Projektu OKNO. Chcemy w tej kwestii nawiązać współpracę z miastem, które użyczyło nam magazyn. Widząc, ile w miejskich magazynach jest materiałów do ponownego wykorzystania, chcielibyśmy nakłonić urzędników do tego, żeby wspólnie stworzyć inwentaryzację uśpionych zasobów i otworzyć je do ponownego wykorzystania, również dla innych miast. Będziemy też szkolić się z Petrem, żeby uruchomić profesjonalne doradztwo dla deweloperów i inwestorów w sprawie tego jak wykorzystywać ponownie materiały, gdzie dalej przekierowywać materiały z rozbiórek i jak wzmacniać wskaźniki ESG w ich projektach.
MS: W szerszej perspektywie, uczelnie architektoniczne i odpowiednie ministerstwa powinny znaleźć pieniądze, żeby zaprosić międzynarodowych ekspertów i wykładowców, którzy będą uczyć tego, jak budować zgodnie z dzisiejszymi ambicjami.
ZJ: Muszą nastąpić zmiany legislacyjne i jakiś przymus, bo bez tego nadal będziemy poruszać się w małej skali tego zagadnienia.
MS: No i trzeba eksperymentować, a potem oceniać eksperymenty. Nie bać się porażek i niedoskonałości. Wygrana nagroda w Londynie dodaje nam otuchy, że dobrze kombinujemy i motywuje nas do dalszego poszukiwania nowych rozwiązań.
Dużo mówi się o zrównoważonej architekturze w kontekście odbudowy Ukrainy. Z drugiej strony, są inwestorzy, którzy już węszą w tym procesie interes i budują fabryki pod ukraińską granicą. Są też osoby takie jak Norman Foster, które z pozycji demiurga roztaczają wizje tego, jak to powinno wyglądać. Jestem ciekaw, co ty o tym wszystkim myślisz Petro z perspektywy Ukrainy.
PV: To bardzo skomplikowana kwestia. Rozmawiałem wczoraj z kolegą architektem, który wciąż mieszka w Ukrainie. Narzekał, że wszyscy architekci wyjechali i brakuje siły roboczej. Podobnie jak w Polsce, zawód architekta przez długi czas był niedoceniany przez deweloperów. Nagle okazuje się, że architekci są bardzo potrzebni, a ich nie ma, bo wyjechali na Zachód lub przebranżowili się. Norman Foster robi ogromną pracę w kwestii promocji odbudowy Ukrainy, dobrze, że nagłaśnia ten temat. Ale nikt nie wie, co on właściwie projektuje w tym Charkowie – przez rok pracy nie pokazał nawet jednego szkicu. Co do biznesu, nie ma co ukrywać, że materiały będą potrzebne i gdzieś trzeba będzie je kupować – Ukraina nie produkuje wszystkiego sama. To bardzo naturalne, choć chciałbym, żeby te biznesy wchodziły bezpośrednio do Ukrainy i żeby było to bardziej partnerskie niż tylko sprzedawanie. To natomiast paradoks, że wszędzie się mówi o zielonej i zrównoważonej odbudowie Ukrainy, a materiały, które będą kupowane raczej takie nie będą.
Swój projekt zaprezentowaliście na wystawie podczas London Design Biennale. I wygraliście główną nagrodę. Zaskoczyło was to, co się wydarzyło wokół Projektu OKNO?
ZJ: Trochę nas zaskoczyło. Mieliśmy pewne założenia, na miejscu okazało się, że wystawa jest postawiona tak, jak na wizualizacjach, niewiele było do roboty, więc pomyśleliśmy sobie, że teraz spędzimy po prostu miło czas w Londynie. Nagle się okazało, że dostaliśmy nagrodę i oczywiście, jak przy każdej nagrodzie, człowiek się cieszy, nawet jak wcześniej mówi, że to nieważne. Mieliśmy bardzo dużo miłych momentów, potem prowadziliśmy panel, który był kameralny, ale bardzo energetyczny. To wtłoczyło nową energię w nasze działania. Po roku pracy w fundacji byliśmy już na oparach, ale nagroda daje poczucie, że pomimo przepracowania warto było i kierunek, w którym zmierzamy jest właściwy.
PV: Rzeczywiście mieliśmy poczucie, że dobrze wykonaliśmy swoją robotę, ale dopiero jak zobaczyłem inne pawilony, zrozumiałem, że mówimy o designie totalnie innym językiem i temat jest zupełnie inny, więc faktycznie byliśmy zaskoczeni werdyktem.
MS: Te pół roku od złożenia wniosku do realizacji wystawy przebiegły bardzo metodycznie. To była solidna praca zespołowa, na medal spisał się też Instytut Adama Mickiewicza, który dał nam duże wsparcie. Ja traktuję tę wystawę i nagrodę narzędziowo: pozwoliła nam zrobić rzeczy, na które wcześniej nie było przestrzeni. Rozmowy, które znalazły się w publikacji, pozwoliły na przykład odnaleźć tę tajemniczą kobietę Larę Moutin, która zbierała okna w Bejrucie. To była okazja do rozmów z inspirującymi nas architektami, takimi jak Assemble z Londynu, sposobność zadania pytań o nadchodzącą estetykę z architektką Barbarą Buser. Bardzo się cieszę z tej nagrody, ale gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że wygramy London Design Biennale ze starymi plastikowymi oknami, to nie postawiłbym na to nawet grosza.
ZJ: Mamy nadzieję, że ta wystawa będzie trochę podróżować, bo to też pretekst, żeby zbierać okna w innych krajach.