Culture

Ślady

 

W głowie Gabrieli Muskały wciąż pulsuje przeszłość. Aktorka zagrała właśnie w „7 uczuciach” Marka Koterskiego i z niecierpliwością czeka na premierę „Fugi” Agnieszki Smoczyńskiej. Zabrała nas na spacer do ukochanej miejscowości z dzieciństwa – Ołdrzychowic Kłodzkich oraz Warszawy, gdzie odwiedzają Wilanów i tereny basenów Skry. Niepostrzeżenie banalne przestrzenie zamieniają się w rezerwuar skrywanych w pamięci tajemniczych wspomnień.

 

Rozmawia: Marcin Radomski
Zdjęcia: Bartek Barczyk

 

Marcin Radomski: W „7 uczuciach” Marka Koterskiego wcielasz się w postać Weronki, najlepszej uczennicy w klasie. Adaś Miauczyński w tym filmie powraca do czasów swojego dzieciństwa. A jak wyglądał czas dorastania w Twoim życiu?

 

Gabriela Muskała: Wychowałam się w Kotlinie Kłodzkiej w miejscowości Ołdrzychowice Kłodzkie. To niezwykle malownicze, często nawiedzane przez filmowców tereny. Wyobraź sobie wijącą się rzekę, wzdłuż niej długą na niemal 3 km wioskę, a wokół piętrzące się wzgórza – po północnej stronie pasmo Gór Złotych, po południowej Gór Krowiarek,  należące do Sudetów Wschodnich. W wiosce zachowała się poniemiecka architektura. Niesamowicie mroczna. Niepokojąco wtapia się w ten sielsko-anielski obrazek.

 

Za moim domem stoi mauzoleum w stylu neoromańskim zbudowane w 1889 r. Miałam tam lekcje religii. Mieszczą się w nim grobowce rodziny hrabiów Rzeszy von Magnis, dawnych właścicieli Ołdrzychowic. Przed wejściem stoją dwie żeliwne, czarne figury aniołów.  Pamiętam, jak w dzieciństwie, umierając ze strachu, ratowałam ptaszka, który wpadł w szczelinę między kamiennymi płytami, prosto do korytarzy podziemnych pod mauzoleum. Obok mojego domu jest też piękny kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela – tu miałam komunię, bierzmowanie, śpiewałam w wiejskim chórze. Za kościołem zachował się mały dziecięcy, poniemiecki cmentarzyk.  Całe dnie siedziałam tam, wśród tych grobów, i obserwowałam przyrodę.

 

 

Twoja bohaterka z „7 uczuć”, Weronka Porankowska, też mieszka na wsi. 

 

To tragiczna postać, mimo że jej zachowanie często może wydawać się zabawne i budzić uśmiech. Jej ambicja, by być we wszystkim najlepszą, nie wynika z charakteru, tylko ze strachu przed ojcem tyranem, który żąda od niej perfekcji. W każdym momencie, kiedy na tej perfekcji w szkole pojawia się rysa, Weronka wpada w panikę, rozpacz, traci grunt pod nogami, chce uciec, tylko nie ma gdzie.

 

A ty gdzie uciekałaś, gdy było ci źle?

 

Na przykład do rozległego parku przy klasycystycznym pałacu Magnisów z początków XIX w. Znajduje się ok. 100 m od naszego domu. Moja siostra chodziła tam jeszcze do szkoły, którą później przeniesiono do bloków wybudowanych w latach 70. Zawsze mnie dziwi, gdy widzę w jakiejś wsi kilkupiętrowe budynki, które bardziej pasują przecież do krajobrazu miasta. To smutny widok. Tak jednak wyglądały w Polsce lata 70. Przepiękny pałac Magnisów w Ołdrzychowicach, w którym kiedyś – w drodze na kuracje do Lądka Zdroju – nocowała nawet królowa pruska Luiza, został w czasie wojny rozgrabiony przez Rosjan. Później nikt go już nie naprawiał. Budynek niszczał latami. Dziś pozostał tyko smutny szkielet.

 

„Dolny Śląsk to mieszanka koloru i mroku, kraina kontrastów i melancholii”.  

 

Gdyby stworzono plebiscyt na najbardziej tajemnicze oraz szare województwo, Dolny Śląsk zająłby wysoką lokatę?

 

Tajemnicze – tak. Szare – nie zgadzam się – kojarzy się z nijakością, a Dolny Śląsk i jego architektura na pewno takie nie są. To mieszanka koloru i mroku, kraina kontrastów i melancholii. Takie jest też Kłodzko, gdzie się urodziłam i gdzie później chodziłam do szkoły muzycznej i liceum im. Bolesława Chrobrego. Rodzice pracowali tam w szpitalu. Z naszego domu w Ołdrzychowicach do Kłodzka mieliśmy 12 km. Wieś bardzo się zmieniła po powodzi w 1997 r. Moja nauczycielka z przedszkola widziała przez okna na piętrze, jak stare lipy odpływają, stojąc… wraz ze skarpami. To było swoiste odejście starego świata.

 

 

 

Co czujesz, gdy wracasz do domu?

 

Pokażę Ci zdjęcia, to sam zobaczysz. Gabriela Muskała pokazuje zdjęcia starego dworca kolejowego, huśtawki, kościoła i ośrodka zdrowia, w którym mieszkała]. Czuję to samo, co każdy dorosły człowiek, gdy wraca do miejsc z dzieciństwa. One zawsze pozostaną magiczne. Nieważne, czy to rudera, blok, willa czy gospodarstwo rolne. Dziecko wszędzie potrafi zbudować sobie własny świat.

 

Jaki był twój?

 

Do dziś pozostaje niewyczerpaną inspiracją. Dla mnie, jako aktorki i w moim pisaniu, to, co pamiętam z czasów dzieciństwa, jest bezcenne. Byłam nadwrażliwa i miałam emocje na wierzchu. Kochałam zwierzęta, biegałam po łąkach, stodołach sąsiadów, ratowałam ptaszki, które wypadły z gniazd, małe kotki, które ktoś zamierzał utopić, żaby, które próbowali mordować koledzy… Wracałam do domu z całą tą menażerią i ze łzami w oczach, cieniutkim głosikiem, z szybkością karabinu maszynowego przekonywałam mamę, że musimy się tym wszystkim zaopiekować.

 

Moim debiutem scenicznym była tytułowa rola w „Ani z Zielonego Wzgórza” w Teatrze Jaracza w Łodzi. Jako dziecko nie lubiłam tej bohaterki – za bardzo byłam do niej podobna. Jako aktorka, w czasie prób, pokochałam ją. Mogłam tylko sięgnąć do moich wspomnień z dzieciństwa, przypomnieć sobie wszystkie te nieopancerzone jeszcze przez dorosłość emocje… I miałam gotową rolę – byłam Anią, nie musiałam jej grać. To było jednak na początku mojej aktorskiej drogi, byłam bardzo młoda. W filmie Marka Koterskiego do dzieciństwa mogłam wrócić po wielu latach jako dojrzała kobieta.

 

Udział w „7 uczuciach” był wyjątkowy?

 

Pod każdym względem – artystycznym i ludzkim. Będąc na planie u Marka, doceniłam, jak piękny mam zawód. Mogliśmy na nowo stać się dziećmi. Takie zadanie dał nam Marek. Nie grać dziecka – być nim. I to było wyzwalające przeżycie – niezależnie od tego, czy emocje tych naszych ekranowych dzieci były radosne, zabawne, czy dramatyczne i niszczące. Mogliśmy odbyć podróż do dzieciństwa, które każdy człowiek wchodzący w dorosłość bezpowrotnie traci. Ludziom zostają tylko wspomnienia, a – jak wiadomo – pamięć potrafi je mocno zniekształcić.

 

 

O ułomności pamięci opowiada „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej. Napisałaś scenariusz filmu i zagrałaś w nim główną rolę. Skąd się wziął pomysł na tę historię?

 

Oglądałam w telewizji program „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” i zobaczyłam  kobietę, która nie wiedziała, jak się nazywa i skąd pochodzi. Od jakiegoś czasu przebywała w szpitalu psychiatrycznym w Warszawie, gdzie została odnaleziona. Do programu zadzwonił mężczyzna i powiedział, że jest jej sąsiadem, a ona ma męża, dzieci i mieszka na wsi w kujawsko-pomorskim. Kobieta była zszokowana. Kompletnie tego nie pamiętała. Nie pamiętała, że jest matką. Siedziałam przed telewizorem nie mniej zszokowana niż ona i wiedziałam już, że chcę o takiej kobiecie napisać scenariusz.

 

W pierwszej scenie Alicja wychodzi z tunelu na Dworcu Centralnym w Warszawie. Zupełnie nie pamięta, gdzie się znajduje.

 

Bohaterka filmu budzi się na torach w środku lasu, nie wiedząc, kim jest ani dokąd ma iść, więc wstaje i idzie tymi torami przed siebie tam, gdzie one prowadzą. W ten sposób dociera do dworca Centralnego w Warszawie. I wdrapuje się na peron ku zdziwieniu stojących na nim pasażerów. Oni dotarli tam „normalną drogą” – z miasta, swoich domów, z ulicy, ruchomymi schodami dworca. Ona wyszła z tunelu, którym nadjeżdżają pociągi. Jest inna.

 

Dlaczego?

 

Cierpi na fugę dysocjacyjną, nie pamięta żadnych swoich doświadczeń, traci wspomnienia i wiedzę o sobie z przeszłości, czyli tzw. pamięć personalną. To z kolei bardzo często niesie za sobą całkowitą zmianę osobowości.  W przypadku fugi dysocjacyjnej ktoś, kto np. nie lubił głośnej muzyki, nagle słucha tylko ciężkiego rocka, a ktoś, kto był ekstrawertykiem, staje się introwertykiem. Aby czegoś się o sobie dowiedzieć, bohaterka będzie musiała skonfrontować się z przeszłością.

 

 

Jak przestrzeń w „Fudze” wpłynęła na grę aktorską?

 

Reżyserka filmu, Agnieszka Smoczyńska, dobrała sobie niesamowitą ekipę. Scenografia Jagny Dobesz jest idealnym przykładem na to, jak można przestrzenią i wnętrzami dopowiadać historię bohaterów, uzupełniać ich relacje, odzwierciedlać emocje. Podobnie jest ze zdjęciami Kuby Kijowskiego. Oglądając film, miałam wrażenie, jakby kamera znajdowała się w sercu Alicji. Przestrzeń i zdjęcia bardzo budują tajemnicę bohaterki Fugi. Nie trzeba dopowiadać, jak wyglądało jej dzieciństwo – wystarczy wejść do domu jej rodziców. To obiekt prywatny, mieszczący się niedaleko osiedla WuWa we Wrocławiu – niesamowita perła architektoniczna z lat 70. W środku budynku znajduje się atrium z gigantyczną palmą, która rośnie tu od lat i niemal przebija już sufit. Trochę absurdalny widok. Ta palma to symbol życia, które wzrasta, kiedy – paradoksalnie – życie małej Alicji było w tym domu tłamszone.

 

Na wzorcowym osiedlu WuWa kręciliśmy wiele scen, m.in. w Hotelu Szaruna – jego największej realizacji. To modernistyczne, niezwykle funkcjonalne, estetyczne i „inteligentne” osiedle mieszkaniowe z końca lat 20., mające piękne założenia parkowe i chroniące sferę intymności mieszkańców. To potrzeby, o których architekci współczesnych osiedli zupełnie zapominają.

 

„Lubię miejsca, które mają wiele warstw, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością”.

 

Z kolei dom Alicji pod górą Ślężą jest jakby inną, nowocześniejszą wersją jej domu z dzieciństwa. Samotnie stojący pod lasem, cały oszklony, pozornie otwarty na przestrzeń. A jednak w środku mroczny, nieprzyjazny. Wraz z odkrywaniem kolejnych warstw tajemnicy bohaterki przychodzi wrażenie, jakby szyby tego domu były pancerne, jakby ich zadaniem nie było otwarcie na świat, lecz odizolowanie od niego.

 

Sama Góra Ślęża, którą widać przez okno domu Alicji, leży 34 km na południowy zachód od Wrocławia. Ma 718 m n.p.m. wysokości i jeżeli wierzyć legendom, mieści się pod nią brama do piekieł. To miejsce kultu, gdzie znajdują się podobno jedne z najsilniejszych czakramów w Polsce. Ale jednocześnie na szczycie góry wznosi się kościół katolicki. Góra wydaje się trudna do zdobycia. Kształtem przypomina samotną postać, która położyła się na brzuchu w modlitwie. Ta postać ma jakąś niezwykłą siłę i niepokój. Odejście Alicji w kierunku tej góry ma wieloznaczny, symboliczny wymiar.

 

 

Przenieśmy się teraz do Warszawy, gdzie przeprowadziłaś się po studiach w Szkole Filmowej w Łodzi. Pamiętasz swoje pierwsze lata w stolicy?

 

16 lat temu. Pierwsze 10 lat mieszkałam na Starym Wilanowie. W 11-piętrowym bloku. To było przed powstaniem Osiedla Wilanów, z tak zwaną „wyciskarką do cytrusów”, czyli Świątynią Opatrzności Bożej w centrum. W 2002 r. były tam jeszcze puste, rozległe, zielone przestrzenie. Robiłam tam poranne joggingi, chodziłam na spacery z psem. Wychowana na wsi, w każdym mieście poszukuję bliskości przestrzeni.

 

Pierwsze lata w mieście były dla mnie trudne. W Łodzi mieszkałam na Retkini, gdzie po wyjściu z osiedla i przejściu przez ulicę wchodziłam prosto do lasu. Kiedy na Wilanowie zaczęli budować „miasto w mieście”,  zaczęłam się dusić i postanowiłam szukać nowego miejsca. 6 lat temu przeprowadziłam się na Stary Górny Mokotów przy samym parku Pole Mokotowskie. To jest mój azyl. Mieszkam w starej kamienicy z 1931 r., w bramie której pozostały ślady po kulach z II wojny światowej. Mam dreszcze na plecach zawsze, kiedy otwieram furtkę. Miasto pamięta swoją historię.

 

A Twoje ulubione miejsce w Warszawie?

 

Mam takich kilka. Lubię miejsca, które mają wiele warstw, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością. Blisko domu, na Polu Mokotowskim, są zlokalizowane genialne tereny dawnych basenów Skry. Nieczynne od ponad 20 lat obiekty nie przypominają tych z czasów swojej świetności, kiedy w sezonie były oblegane przez tłumy. Baseny klubu RKS Skra zostały otwarte w sierpniu 1973 r.. Kompleks zamknięto w latach 90. z powodu problemów finansowych. Obecnie na 7-hektarowym terenie znajduje się kilka pustych basenów różnej wielkości. Przyglądając się zdewastowanym budynkom dawnych przebieralni czy pryszniców, można jednak dojrzeć ślady powojennego modernizmu. Teraz cały teren opanowany został przez dziką przyrodę, grafficiarzy i bezdomnych. Miejsce, które kiedyś umarło, znajduje nowe funkcje, wypełnia się nowym życiem.

 

#architecture