ArchitectureCulture

Architekci muszą wykorzystywać każdą możliwość, aby pokazywać się z projektami, które niosą pozytywne wartości dla ludzi – mówi Jurek Owsiak, prezes fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, z którym porozmawialiśmy o kierunku, w jakim zmierza polska architektura oraz o znajdowaniu sposobów na pomaganie.

 

Jurek Owsiak fot. Ada Gruszka

 

 

Marcin Szczelina: Jak wpisałem w Google hasło „Jurek Owsiak – architektura”, to wyświetliły mi się tabloidowe nagłówki o twoim 100-metrowym mieszkaniu. Nie masz wrażenia, że kiedy w popularnym dyskursie rozmawiamy o architekturze, to często szukamy w niej sensacji? To, co powinno być kluczem dyskusji, bywa marginalizowane.

 

Jurek Owsiak: Dzisiaj już nie, chociaż rzeczywiście dawniej to była wiadomość sensacyjna. Ja sam pokazałem swoje mieszkanie, a posiadanie takiego miejsca jeszcze parę lat temu budziło w ludziach ogromne emocje. Przeszedłem się z kamerą po tych stu metrach kwadratowych. Jak czasem rzucam okiem na polskie seriale, to ich bohaterowie mieszkają w nieporównywalnie większych, ogromnych przestrzeniach – sam bardzo chętnie bym w nich żył, bo mi się szalenie podobają. Moje obserwacje są pozytywne – zmieniliśmy nastawienie. Wczoraj na Facebooku wyskoczyła mi wiadomość o Polskiej Zagrodzie, rodzimej koncepcji pokazywanej na świecie. Obejrzałem wideo, które ją przedstawia – rewelacja.

 

Co zmieniło zatem się w podejściu ludzi?

 

Młodzi ludzie są odważni, biorą kredyt i coraz częściej budują duże domy, nie stumetrowe mieszkania, jak moje. To często bryły w strukturze skandynawskiej. Polska rzeczywistość wreszcie przełamała model małych okien, stawiając na te wielkie. Ludzie wiedzą, że mają do dyspozycji fotowoltaiczne dachy, na które nie musisz nic nakładać. Nie trzeba też tworzyć kolumienek, schodków i całej infrastruktury domków jednorodzinnych. One od lat trzymały się tej samej koncepcji. Nagle oglądam Polską Zagrodę, gdzie jest pomysł na wszystko, dopięty na ostatni guzik. Sam przez wiele lat wykonywałem witraże, pracując w pracowni pani Teresy Marii Reklewskiej. Uczyła nas, jak jest usytuowany kościół i jak szkło będzie w nim odbierało światło. Okazywało się, że wiele witraży było dziełem przypadku. Ktoś je tworzył, a następnie, dopiero po fakcie, zastanawiał się nad światłem, a jest ono szalenie istotne, bo inaczej reaguje kolor niebieski o poranku, a inaczej o zachodzie słońca – skupia, rozrzedza czy wyciąga barwy. Projektując, trzeba zwracać uwagę na takie aspekty. A sensacyjność architektury tworzy się wtedy, gdy metry kwadratowe przypisujemy do uczuć. Moim zdaniem to super, że ktoś inny mieszka w większej przestrzeni.

 

W jaki sposób tworzymy te większe przestrzenie?

 

Żeby się urządzić, możesz zastosować barok rzemieślniczy i zrobić to, co kochasz najbardziej, czyli obstawienie się bibelotami. Obecnie ludzie mają dostęp do wszystkiego – gustownych, fantastycznych przedmiotów – i nawet jeśli nie chcą kupować oryginalnej myśli włoskiej, to znajdą coś podobnego, ale wykonanego u nas. Dostęp do ładnych rzeczy i dobrze skomponowanej architektury stał się powszechny. Dziwię się, że dzisiaj wciąż się zdarzają brzydkie budynki. Trzeba mieć talent, żeby zaprojektować coś nieestetycznego. Sam jestem zachwycony tym, jak się zmieniła Warszawa – widać trzymanie się tu pewnej koncepcji architektonicznej. Kiedy trzy budynki będą stały obok siebie, to muszą ze sobą harmonizować. Nie mam na myśli odrestaurowywania, bo tutaj trzeba się trzymać określonych zasad, które nie podlegają dyskusji. Coraz częściej widzę połączenie cegły ze szkłem i wspomniane już przeze mnie wielkie okna, których dotychczas, jako naród, się baliśmy. 

 

Polska w twoich oczach się zmieniła architektonicznie?

 

Z mojego punktu widzenia – bardzo. Oczywiście ciągle mijam jeszcze tzw. domy akumulatory w kształcie klocków. One są trudne do przerobienia, najłatwiej byłoby je zburzyć i postawić na nowo. Coraz częściej widzę jednak dobrze zaprojektowane osiedla, w których nawet układ okien jest przemyślaną koncepcją. Nie każdemu musi się ona podobać, ale w kontekście szeregowca – wygląda świetnie. Tydzień temu byłem na resecie u przyjaciół w San Remo i tam jeździliśmy po okolicy. Często mówiliśmy, oceniając architekturę – to jest stare, nieciekawe, ale miotła historii tego nie poburzyła. My przez to, że mogliśmy Warszawę odbudować od podstaw, nie zaczęliśmy źle. Przykładowo ulica Krucza wcale nie jest socrealistyczna, jak zwykło się mawiać. To piękny modernizm amerykański. Zachwycam się tym, jak pięknie go poprowadzono. Socrealistyczny jest bez wątpienia Plac Konstytucji, teraz już zabytek, z całą jego pomnikowością. Mam swoje ulubione zakątki Warszawy – uwielbiam na przykład pojechać wieczorem na ulicę Towarową, żeby na nią popatrzeć. A kiedyś to była dla mnie najbrzydsza warszawska ulica. Nowe budynki pięknie się wkomponowują w przestrzeń. Bryły osiedli i ich estetyka mają się dobrze.

 

Architekci dyskutują, ale debata nie przebija się za bardzo do społeczeństwa.

 

A ja uważam, że się przebija. Moim zdaniem nie ma lepszego czasu dla polskiej architektury niż ostatnie 15 lat. Dzisiaj jechałem z kumplem przez Warszawę. Mówię mu, żeby wygooglował Polską Zagrodę i on dopiero zapoznawał się z tym projektem. Powiedziałem do niego – zobacz, nie musi za tym stać monstrualne studio, które stać na eksperymenty. Być może w tym przypadku spotkało się kilka osób z pokolenia gotowego zaryzykować, posiedzieć przez trzy miesiące, żeby stworzyć wspaniały projekt. Nie muszą dostać za niego pieniędzy, bo zarobiły na czymś innym. Jeśli chodzi o widoczność, to zupełnie inaczej było przed wojną. Na elewacji budynku znajdowało się nazwisko architekta. Żałuję, że od tego odeszliśmy, ale z drugiej strony rozumiem, bo mógłbyś się spotkać z zarzutami, że to kryptoreklama. Często oglądam popularne programy telewizyjne ze świata, jak ludzie projektują domy ekologicznie, ale też w sposób zupełnie nietypowy. Moje pierwsze myślenie o architekturze w taki sposób zaczęło się od Franka Lloyda Wrighta, który wybudował Fallingwater, willę nad wodospadem w latach 30. ubiegłego wieku. Jak pomyślisz o tej budowli, to możesz stwierdzić – tak się buduje współcześnie: bryła pięknie się wpasowała w otaczającą ją przestrzeń.

 

Hasłem przewodnim naszego magazynu jest #architecturematters. Dlaczego architektura ma znaczenie?

 

Przede wszystkim dlatego, że patrzysz na nią. Jeśli park będzie estetyczny, to ludzie będą chcieli w nim siedzieć. Już w antyku wymyślono proporcje, na które dobrze się patrzy. Kiedy uczyłem się witrażu, pani Teresa mówiła, żeby przy wielkich oknach utrzymywać rytm. To ważne, bo lubimy przebywać wśród obiektów dobrze zharmonizowanych. Na dziesięć osób, które znajdą się w otoczeniu danej architektury, sześć powie – wiem, że ona istnieje, dwie – na mnie ona działa, jedna – bardzo mi się ona podoba, a jedna – ona mnie inspiruje. To przypomina mi sytuację, kiedy po raz pierwszy byłem w 1994 roku na festiwalu Woodstock. Przybyło na niego chyba z pół miliona ludzi. Wśród nich znalazłem się i ja – osoba, która tak bardzo się zainspirowała, że później sama zrobiła jeszcze większy festiwal. Na tym to polega – architekt projektuje, malarz maluje, rzeźbiarz rzeźbi, piosenkarz śpiewa, a wszyscy inspirują. Po to jest architektura. Na szczęście tam, gdzie ludzie są przytomni, dobre budownictwo ma się dobrze. Potrafią utrzymać spójność – na Santorini nikt nie wpadnie na pomysł stworzenia różowej kamienicy, bo kod kolorystyczny wyspy jest biało-niebieski, a w Sztokholmie nikt nie wybuduje wieżowca. Uporządkowanie nas koi. Wiadomo, że są ludzie niewrażliwi na sztukę, którą niewątpliwie jest architektura, ale na mnie działa ona nieprawdopodobnie dobrze. Często tłumaczę ludziom, że jak są przebudowy, to trochę się pomęczymy, ale jak obiekt się już zbuduje, to powstanie chodnik, zostaną posadzone drzewa. Architektura jest bardzo obecna w życiu każdej osoby.

 

Gdybyś miał moc sprawczą i mógł coś zmienić w Warszawie, to co by to było?

 

Przepięknym terenem są okolice ulicy Górnośląskiej, niedaleko Sejmu. Myśliwiecka zjeżdża w dół, a obok Agrykoli jest kładka, którą zbudowano około pół wieku temu. Pamiętam, jak jeździłem nią trolejbusem do szkoły przy Placu Zawiszy. Zrobiono ją ze stalowych konstrukcji, które kojarzą mi się z wieżą Eiffela. To było ładne, a następnie zostało obłożone blachą falistą, która przez 40 lat szpeciła obiekt. I właśnie została zdjęta! Nie wiem, czy to z powodu remontu, ale tak powinno już pozostać. Brakuje nam pięknych kładek. Marzę, aby ich było dużo w Warszawie, możemy się inspirować na przykład Los Angeles – tamtejsze mosty są pięknymi lokacjami filmowymi. Nie mamy wielu dobrych połączeń pomiędzy dwoma stronami Wisły, przez co znajdujące się przy wodzie pasaże bywają opustoszałe. Ożywiłbym też ulicę Marszałkowską, która umiera na naszych oczach. Zakazałbym stawiania banku obok banku, pomiędzy nimi powinny być sklepy, najlepiej księgarnie. Instytucje finansowe są martwe w weekendy, więc też cała okolica się taka staje. Główne ulice miasta powinny być żywymi deptakami, a opłaty w lokalach użytkowych dostosowane do możliwości przedsiębiorców.

 

Istnieje jakiś budynek w Warszawie, który szczególnie cię razi?

 

Moim zdaniem najgorszym budynkiem, jaki powstał w ostatnim czasie, jest odbudowany ratusz vis-à-vis gmachu Teatru Wielkiego. Proszę popukać palcem w jego elewację – dźwięk jest podobny do pukania w tekturę. Zrobiono coś, co nie ma żadnego umocowania. Główka tego ratusza jest dla mnie zaprzeczeniem ładnej linii. Ten budynek nie ma, moim zdaniem, żadnej wartości artystyczno-architektonicznej. W jego miejscu powinien stać obiekt w stylu kubistycznym – z dobrymi proporcjami, mądrą elewacją. W szkle mógłby się pięknie odbijać teatr. Takie połączenia są dobre. Jakby obok Bitwy pod Grunwaldem stał obraz Picassa, to bardzo bym docenił takie zestawienie. Boję się, że Pałac Saski będzie takim samym przypadkiem jak wspomniany ratusz. Nie ma drugiego takiego Grobu Nieznanego Żołnierza na świecie, jaki znajduje się w Warszawie. Jego kompozycja jest piękna. Jeśli już chcemy coś budować w tej okolicy, to powinien być przykład budynku ekologicznego, ogrzewanego wyłącznie energią naturalną, z zamkniętym obiegiem wodnym i dużą ilością roślin, jedna ze ścian mogłaby nią być całkowicie zakryta. Wszystkie dobre idee powinny się tam zmieścić, miałoby to spory walor edukacyjny. Wiem, że ludzie narzekają na Plac Pięciu Rogów, a on przypomina mi urokliwe zakątki takich aglomeracji jak Nowy Jork czy Melbourne – połączenie dobrego ładnego kamienia z kilkoma drzewami. Pamiętajmy, że to nie jest park. Wcześniej nie było tam ani jednego drzewa, a te nowe są dobrze wkomponowane w przestrzeń. Obracam głowę i w każdym kierunku dobrze mi się prowadzi wzrok.

 

Plac Pięciu Rogów stał się bardzo żywym i antagonizującym społecznie tematem. Nie masz wrażenia, że ludzie chcą teraz bardziej współdecydować o przestrzeni?

 

Tak i mają do tego pełne prawo. Ja na przykład mieszkam na Ursynowie. Spotkałem się z burmistrzem i pogratulowałem mu pracy, bo z tej dzielnicy można praktycznie nie wyjeżdżać – jest tu dużo zieleni, a wszystko cechuje bardzo dobre poukładanie. Burmistrz regularnie pyta się mieszkańców, jakie mają pomysły na rozwój terenu. Ja uważam, że każda osoba powinna mieć prawo do wyrażenia swojego zdania i potrzeb. Nie obserwowałem szczegółowo dyskusji na temat Placu Pięciu Rogów, ale wiem, że współcześnie wszystkie tego typu projekty miejskie są ogólnodostępne. Na pewno był czas na koncepcję i konsultacje.

 

Kilka lat temu myślałem nad tym, jak zmobilizować środowisko architektoniczne, żeby się włączyło do WOŚP-u i wymyśliłem akcję „Architekci grają dla WOŚP”. W ciągu kilku lat udało nam się zebrać 300 tys. złotych, co i tak stanowi kroplę w morzu potrzeb. Jak ważna jest edukacja, żebyśmy byli otwarci na innych ludzi?

 

Trzeba się cały czas uczyć i dać się edukować. Empatia jest czymś, czego Polakom dzisiaj najbardziej brakuje, zwłaszcza w takich kluczowych obszarach jak na przykład opieka zdrowotna. Do lekarza przychodzimy już zestresowani – coś nas boli, swędzi czy szczypie – a z drugiej strony biurka często spotykamy się z takim podejściem, że czujemy się jeszcze bardziej nieprzyjemnie. Empatii można nie mieć, albo w tobie jest. W drugim przypadku przekazujesz ją innym ludziom. Można oczywiście nauczyć się grzeczności – moje pokolenie uczono, żeby ustąpić miejsca starszej osobie, co nie podlegało żadnej dyskusji. To staje się odruchem bezwarunkowym. Do wspomnianej edukacji i empatii dodałbym na pewno też konsekwencję. Wielokrotnie nam, WOŚP-owi, mówiono, że do trzech razy sztuka, pytano – co będzie, jeśli coś, co zaplanowaliśmy, się nie uda. My jednak robimy rzeczy od serca, więc kiedy coś nie wyjdzie, to możemy powiedzieć – nie uciekliśmy. Dzieje się jednak dobrze – nie kupiliśmy jednego płucoserca, tak jak zakładaliśmy, tylko siedem. To konsekwencja wykorzystania czasu antenowego – widoczności, którą dostajemy jako organizacja.

 

Jak możemy szukać sposobów, żeby robić coś więcej?

 

Architekci muszą wykorzystywać każdą możliwość, aby pokazywać się z projektami, które niosą pozytywne wartości dla ludzi. Kiedyś mieliśmy firmę budowlaną, która odnowiła nam łazienki w szpitalu. Firmy już dziś nie ma, ale chyba z pięć wykonanych przez nią pomieszczeń w Centrum Zdrowia Dziecka pozostało. Po architektach ślady tym bardziej się zachowują. Gorzej, jak ktoś ma teorię i tylko o niej mówi, bez realnego działania. Musisz być zawsze tam, gdzie aktualnie coś się dzieje. Przykładowo na finale WOŚP-u jest miejsce na uczenie ludzi, jak dobrze tworzyć przestrzeń. Warto zaprojektować interesujący namiot, zachęcający ludzi, żeby przyszli i zobaczyli, że można myśleć o architekturze inaczej i lepiej. Bądźcie z nimi, obok, w rozmowie, połączeni w działaniu. Edukacja poprzez książki nie jest skuteczna. Dzisiaj rozmawialiśmy o Warszawie – pewnie sporo osób stwierdzi, że Plac Pięciu Rogów jest brzydki jak noc. Rozmawiajmy zatem, co zrobić, żeby było inaczej. Wiwat architektom – uważam, że robią dobrą i potrzebną pracę. Moim zdaniem, jako kraj, idziemy architektonicznie w dobrym kierunku. To świetnie widać w Warszawie – zieleńszej i czystszej niż kiedykolwiek.