Architecture

Jesteśmy w samym środku wakacji. Wakacji innych niż wszystkie. Z jednej strony żyjemy w (mylnym?) poczuciu, że pandemia się zakończyła, z drugiej – wciąż trwa wojna w Ukrainie, przygniata nas inflacja a fale upałów przypominają nam o katastrofie klimatycznej. W tych okolicznościach trudno złapać dystans do rzeczywistości, który jest ważny z wielu powodów.

 

Zadbanie o siebie, choć czasem wydaje się luksusem, jest konieczne, by móc w pełni sił działać. Wycofanie się i spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość z daleka pomaga w racjonalnym zrozumieniu sytuacji i znajdywaniu najbardziej optymalnych rozwiązań dla problemów, z którymi się mierzymy na co dzień.  Czasem najbardziej radykalną formą oporu jest nicnierobienie. Mam więc nadzieję, że jeszcze trwające wakacje pomimo wszystko pozwolą nam na odrobinę odpoczynku i złapania dystansu – choćby po to, by móc później działać w pełni sił.

 

Z tej okazji poprosiłem o architektki i architektów o krótką wypowiedź na dwa pytania: Jak spędzasz wakacje? Jak się relaksujesz w wakacje? Na moja pytania odpowiedzieli: Robert Konieczny, Ewelina Jaskulska, Szymon Wojciechowski, Tomasz Pniewski, Grzegorz Stiasny, Aleksandra Wasilkowska, Piotr Grochowski, Dorota Szlachcic, Przemysław Nowak, Przemysław Sokołowski, Aleksandra Grzonka, Małgorzata Pilinkiewicz, Przemo Łukasik, Joanna Małecka, Marcin Grzelewski, Sławomir Gzell, Katarzyna Sąsiadek, Marta Sękulska-Wrońska, Jan Sikora, Anna Lorens oraz Ewa Kuryłowicz.

 

Dobrego czasu,

Marcin Szczelina

Jak spędzasz wakacje?

Jak się relaksujesz w wakacje?

 

W tym roku wyjechałem za granicę. Plan był taki, że najpierw chcieliśmy pojechać na rowery do Słowenii – mieliśmy codziennie pokonywać konkretne odcinki, miał to być bardzo intensywny wypad. Po tym wszystkim mieliśmy pojechać do Chorwacji, aby wypocząć nad morzem. Jednak plany się pokrzyżowały, bo nasze dziewczyny zdawały w tym roku maturę i egzamin ósmoklasisty – trzeba było zanosić do szkół papiery. W związku z tym wyjazd do Chorwacji został przyspieszony i zaczęło się od plażowania. Byliśmy na Korculi – przepięknej wyspie, a potem dopiero na Słowenii na rowerach. Oczywiście ja nie potrafię spędzać wakacji nic nie robiąc, więc już na Korculi zacząłem jeździć na rowerze. Nikt nie chciał mi towarzyszyć, bo było ciepło i niby pod górę – Słowenia jednak pokazała, co tak naprawdę znaczy pod górę. Na Chorwacji wypracowałem nowy sposób jeżdżenia – w kąpielówkach. Tam gdzie można było zejść do wody, schodziłem z roweru i kąpałem się, pływałem – upał już nie miał znaczenia. Raz niestety zapomniałem t-shirta, a głupio było do knajpy wejść bez niego, więc cały dzień chodziłem głodny, ale post w poniedziałek też nie jest zły ;). Naładowani pozytywną energią pojechaliśmy na Słowenię – tam był totalny hardkor. Ja jestem aktywny sportowo, ale w tym roku miałem poważną kontuzję narciarską i od marca praktycznie sport był u mnie „na wstrzymaniu”. Jednak jakoś doszedłem do siebie, a forma na szczęście mi nie zniknęła. Przewyższenia jakie mieliśmy (do 900m) plus przejeżdzanie 40-50 kilometrów dziennie w upałach sięgających 39 stopni w cieniu to nie był lajt. Intensywnie spędzaliśmy czas podziwiając piękne widoki. Jeździliśmy do kolejnych hoteli czy schronisk i tak zleciał nam kolejny tydzień. Było rewelacyjnie – zarówno na Chorwacji jak i na Słowenii. Praktycznie do minimum ograniczyliśmy poruszanie się samochodem, co nam dobrze zrobiło. Za rok chcemy to powtórzyć, tylko w innym miejscu.

 

Jeśli chodzi o formy relaksu, to już poniekąd odpowiedziałem na to pytanie powyżej. Ja na plaży jestem w stanie pobyć maksymalnie godzinę, a potem już ciągle mnie nosi. Dlatego jeździłem nawet w Chorwacji. Poza tym wypływaliśmy oglądać różne miejsca. Najbardziej spektakularny był Dubrownik, w którym byłem pierwszy raz. Gorąco polecam. Nie zabrakło czasu na chill z grupą naszych znajomych – dobre jedzenie i wino dopełniały spotkania. Gdy wróciliśmy do Polski to oczywiście z „tęsknoty” za jeżdżeniem na rowerze, już pierwszego dnia zrobiłem 50km, żeby nie wyjść z formy. Do pracy też tak się przemieszczam, ale mam tylko 4km, więc sztucznie nadrabiam drogi, żeby sobie pojeździć.

 

 

Podczas wakacji łączę pracę opiekuńczą i pracę zarobkową…a przynamniej się staram. Opiekując się dzieckiem pracuję nad feministyczną metodologią badawczą przestrzeni i architektury, aby właśnie móc odpowiedzieć chociaż w częścią na problemy świata…bo tylko SHE FUTURE może uratować świat. 

 

Jak M. Zuckerberg stworzył Facebooka, aby rozwiązać problem komunikacji, tak my (wraz z Joanną Aleksandrowicz i Honoratą Grzesikowską) tworzymy feministyczną mapę miasta by rozwiązać problem łączenia pracy zawodowej z pracą opiekuńczą. 

 

 

Jak co roku spędzam wakacje w tym samym od wielu lat miejscu, w Dębkach nad polskim morzem. Z tym, że plaża – piękna w tych okolicach – to dla mnie raczej miejsce do spaceru niż wylegiwania się. Przede wszystkim jednak to wspaniałe miejsce do wycieczek rowerowych. Wystarczy odjechać kilometr od wybrzeża, by znaleźć się w pięknych, pustych lasach, nad jeziorem czy wśród pól i  łąk. Staram się dużo jeździć, a pod koniec robię zwykle stukilometrówkę.

 

Praca szefa sporej firmy architektonicznej to dosyć różnorodne, stresujące zajęcie; wymaga też ciągłej interakcji z innymi: czy to mailowej, czy osobistej.

W wakacje szukam więc kontrastu: monotonii, niezmienności, odcięcia się od maili i telefonów. 

To ostatnie różnie mi wychodzi: każdy ma jedną, krótką sprawę…

Jeszcze jedna refleksja: od paru wakacji mam poczucie, że może to już ostatnie takie: covid, zmiany klimatu, a teraz wojna w Ukrainie i nieuchronny kryzys za rogiem. Trzeba smakować tak jak jest, tu i teraz, z lekkim poczuciem dekadencji.

 

 

Wakacje spedzam lokalnie – „staycation” i pszczelarstwo.

Swoją przygodę z pszczelarstwem postanowiłem rozpocząć dwa lata temu i powoli zacząłem zdawać sobie sprawę, że jest to niezwykle dobry towarzysz do zrozumienia warunków klimatycznych i kontaktu z porami roku. Tego lata spędziłem już dużo czasu z pszczołami. Pszczoły cieszą się pięknymi słonecznymi dniami tak samo jak my. Pszczelarstwo nie należy do łatwych zajęć. Spędziłem wiele letnich dni na sprawdzaniu ich, doglądaniu i oczywiście zbieraniu miodu – który za każdym razem, w zależności od miesiąca, jest nieco inny ze względu na różnorodne kwiaty, które w tym czasie kwitną. Pszczoły były na naszej ziemi wcześniej niż ludzie, więc świetnie jest współpracować z tymi niesamowitymi zwierzętami. Miód od wieków jest pokarmem królów – jest zdrowy, energetyzujący, ale pszczelarstwo to nie tylko miód. Pszczelarstwo wzmacnia istniejące cechy bioróżnorodności lokalnego środowiska. Pszczoły są jak fabryki chemiczne, które wydobywają wszystko, co skażone z produkowanego miodu – zatrzymują to, co dobre, a pozbywają się tego, co złe – więc miód produkowany nawet w najgorszych warunkach jest nietknięty przez zanieczyszczenia, które go otacza.

 

Pszczelarstwo to rodzaj cichej rewolucji czyli niewidzialnego działania tysięcy owadów, które ciężko pracują, aby zbierać pyłek, a tymczasem stopniowo sprzątać naszą planetę. Pomiędzy tym wszystkim oczywiście wspaniale jest ochłodzić się w jeziorze lub znaleźć trochę cienia w lesie żeby poczytać lub malować przed powrotem do miasta i powrotem do pracy nad nowymi projektami i przedsięwzięciami.

 

Na zdjęciu Tomasz Pniewski.

 

 

Zazwyczaj w wakacje uprawiałem śródziemnomorski Grand Tour. Lecz tym razem zaszła zmiana spowodowana nadejściem nowej epoki. Pogoda aż nazbyt słoneczna, sezon budowlany w pełni, więc remontuję starą, kamienną ruinę. W związku z tym łączę niedozwolone Prawem Budowlanym funkcje projektanta, inspektora nadzoru, kierownika budowy i inwestora. Prowadzę dialog konserwatorski, wymieniam pisma i dokumenty z powiatem, przeprowadzam postępowania na wybór pakietowych wykonawców, walczę z hurtownikami materiałów, szukam lokalnych dostawców, przepycham z miejsca na miejsce tony ziemi i kolekcjonuję w imię cyrkularnej ekonomii stosy rozbiórkowej materii do recyklingu. To nie jest projekt na jeden wakacyjny sezon.

 

 

Wakacje spędzam z rodziną w domu na Mazurach w otulinie Puszczy Piskiej. Rano pracuję, po południu relaksujemy się.

Wczoraj odwiedziła nas bardzo przyjazna, mała łasica. W okolicy jest sporo żurawi i derkaczy. Sto metrów od nas na zakręcie rzeki Krutyni są żeremie bobrów, które podglądamy. Po raz pierwszy uprawiam grzyby: w pniakach soplówkę jeżowatą i różowe boczniaki, a pod sosnami grzybnię mikoryzową borowików. 

Zbieram na łąkach nasiona popłochów pospolitych, krwawnika i dziewanny, żeby wysiać je wokół rzeźb w ogrodzie. Jedna z nich to grobowiec męskich urbanistycznych utopii, miniaturowa ruina “Plan Voisin” Corbusiera bardzo ładnie zarosła już chwastami i makami.

Wieczorami jemy grzyby i czytamy  „The Hearing Trumpet” Leonory Carrington, którą odkryłam w tym roku na Biennale w Wenecji, a córce moją książkę z dzieciństwa “Przez Różową Szybkę” Ewy Shelburg-Zarembiny. 

 

 

W tym roku założyliśmy sobie, że to będzie dobry okres na rozbudzenie relacji z bliskim, te wszystkie ograniczenia spowodowały że nawet relacje rodzinne się rozluźniły. Dlatego niedawno (lipiec) wróciliśmy z tygodniowego urlopu ze Stockholmu gdzie mieszka nasza ciocia. To był dobry czas spędzony w gronie bliskich, gdzie w międzyczasie uciekliśmy z miasta na północ Szwecji. Było bardzo przyjemnie… nawet przez chwilę udało mi się wrócić do beztroskich lat pływając w zimnej wodzie i wieczorami spędzając czas z bliskimi.

 

Wakacje to też dobry okres na zmotywowanie się do intensywniejszej aktywności i bicia kolejnych kolarskich własnych rekordów, zacząłem doceniać pozytywną energię z wczesnoporanncyh samotnych wycieczek rowerowych po pustej Warszawie.

 

 

W wakacje architekci zawsze mają trochę pracy, trochę więcej niż zimą, niczym rolnicy doglądają plonów zasianych kresek na kartkach. W okresie letnim raczej staram się korzystać z krótkiego lata nad Wisłą. Większość relaksu to weekendy spędzane na przepychaniu kajaków przez wyschnięte polskie rzeki lub poszukiwanie ładnych miejsc na Mazowszu. W wakacje staram się też korzystać z uroku polskich placów pijąc kawę z kolegami architektami rozmawiając o tym jak nie jest i jak być powinno i gdzie tu uciec jak wróci jesień. Ostatnimi czasy w weekendy lubię jeździć pickupem po nadbużańskich wsiach, słuchając rapu z lat 90tych, szukając działki z porzuconym domem w stylu lat 90tych, w którym można by zamieszkać z taką dziewczyną ze stylową jak z tamtych lat. Takie wycieczki dają wiarę, że są jeszcze na Mazowszu miejsca ładne, nie zdegradowane, choć jak to na Mazowszu bywa, zawsze jest coś nie tak. 

 

Także spędzam te wakacje na Mazowszu, gram w piłkę z kolegami na Warszawiance i chodzę do Biedronki po lody kaktus. Dłuższe wakacje planuję jesienią lub zimą, w ciepłych krajach, by choć przez tydzień odpocząć od szarości Mazowsza. Szarość na pewno wróci gdy spadną i zgniją liście, a powietrze zagęści się od dymu z kominów domków jednorodzinnych. Ulice zaczną zachodzić błotem z przepełnionych studzienek kanalizacyjnych i każdy będzie miał brudne auto. Ze strachem przed tym okresem, cieszę się tymczasem Mazowszem, które otuliła zieleń przykrywając to co brzydkie zielenią i parasolami ogródków zewnętrznych warszawskich i mazowieckich knajp.

 

 

Wakacje spędzam na objazdówce po Polsce pod namiotem.

Relaksuje mnie natura (pola poza miastami), ale też życie na kempingach: poznawanie nowych ludzi, dzielenie się z nimi opowieściami o Śląsku, wspólne radzenie sobie w warunkach terenowych. 

 

 

O, to wielka umiejętność umieć odpoczywać. Gdy postanawiam odpocząć choćby te pół godziny, godzinę, jakiś niepokój mnie nawiedza, zaczynam niemal fizycznie odczuwać, jak przepływający przeze mnie czas przyspiesza, zagarniając mnie ze sobą, a nie widzę niczego, o co mógłbym się zaprzeć lub czego przytrzymać”. (…)

 

Ten cytat wydawał mi się niezwykle trafny w czasach, gdy nikt z nas nie wyobrażał sobie nadchodzących  obiektywnych okoliczności zmieniających beztroskę podróżowania w prawdziwe wyzwania. Teraz stał się bodaj celniejszy. Rzeczywiście, coraz trudniej przychodzi mi beztroskie zarządzanie czasem wolnym pozbawione zupełnie zadań. Pamiętam, jak na pierwszym w życiu plenerze rysunkowym, na który wybrałam się jeszcze przed rozpoczęciem studiów na Architekturze, ktoś powiedział, że od tej pory pojęcie nudy (takie „nothingbox”) zaniknie bezpowrotnie i zawsze się znajdzie coś do ukończenia, narysowania, zaobserwowania, rozwiązania. I to coś nie będzie dawało nam spokoju. 

To po części prawda, albo po prostu przyczyna wyboru takiej a nie innej profesji. 

Rzeczywiście lubię, jak po wakacjach zostaje mi trochę więcej niż tylko ładna opalenizna. Bieżące wakacje są dla mnie kwintesencją tego jak lubię odpoczywać. Spędziłam miesiąc w Veneto, częściowo na prowadzeniu warsztatów z projektowania w szkle na IUAV, odwiedzaniu manufaktur szklanych na Murano i towarzyszących Biennale wystaw, jeżdżeniu rowerem po lagunach i przyglądaniu się rzeczom naturalnie pięknym.

Pozbycie się na dłuższą chwilę samochodu ( który skąd inąd lubię), zmienił na jakiś czas moje odczucie przestrzeni i wymógł na mnie inny, uważny i bliższy ludziom rytm. 

To jeszcze na szczęście nie koniec i planuję dalej łączyć przyjemne z pożytecznym, aż nadejdzie jesień i te proporcje nieco się zmienią, w co chciałabym wkroczyć płynnie i z odpowiednim dystansem. 

 

Źródło cytatu: Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie” (fragment), za: Ewa Łączyńska-Widz – komentarz do wystawy Michała Smandka- BWA Tarnów, 05.07–24.08.2014, „ Zanikająca umiejętność odpoczynku”.

 

Anna Lorens Fot. Stud Iuav Simona d’Amato

 

 

Nie istnieje dla mnie takie zjawisko jak „wakacje”. Funkcjonuję sezonowo – miesiące zimne spędzam w mieście a ciepłe w domu na wsi. Ponieważ w okolicy wiejskiego domu mamy jeziora to siłą rzeczy (tak jak teraz) pracuję więcej zdalnie a moja rodzina pływa w jeziorze. Zaraz zresztą – po odpowiedzi na pytania – do nich dołączę. Takie funkcjonowanie jest bliskie sezonowości w naturze, gdzie to ona wytycza cykl. W mieście jest to mocno zatarte i bardziej dwuwymiarowe. Jak się relaksujesz w wakacje? Spowalniam, czytam książki i pływam na desce elektrycznej na różnych ciekawych akwenach. Ostatnio odkrywałem otwarte morze i jezioro Wdzydze. Spędzam też więcej czasu z dziećmi i na łonie natury m.in. jeżdżąc na rowerze czy pływając lub spacerując nocą. Wykonuję też różne prace naprawcze takie jak budowa na nowo stołu po mocnej wichurze. Lubię także zapraszać do siebie znajomych na duże biesiady, gdy zasiadamy przy stole a potem przy ognisku. Ten okres jest spokojniejszy, bardziej

 

 

 

 

 

 

 

 

Od czasu gdy urodziły się nasze wnuki (15 lat temu pojawiła się na świecie pierwsza wnuczka z całej  piątki) to co roku podobnie. Rytm i kalendarz wyznaczał tu harmonogram roku akademickiego – druga połowa lipca była początkiem „wolnego” i tak staram się te dwa tygodnie lipca zawsze z kimś z piątki spędzać w Juracie na Helu – bywało, że i z trójką naraz! Sierpień był najczęściej w pracowni,  z weekendami w Kazimierzu. Ze Stefanem, we wrześniu wyjeżdżaliśmy jeszcze na dwa tygodnie z  przyjaciółmi na południe Europy, ale to się skończyło wraz z Jego odejściem. Od 2019 roku znów  mam dłuższe wakacje razem z przyjacielem, z którym dzielę życie, który wspomaga w lipcu moje  babcine wysiłki, towarzyszy mi w fantastycznym czasie jaki spędzamy na Wzgórzach Dylewskich przez sierpniowy tydzień, na zaproszenie mojego syna, a we wrześniu towarzyszy w wyprawach, które znów, po pandemii planujemy i realizujemy. A teraz, gdy zamykam akademicki (ale nie naukowy) rozdział w moim życiu, po 45-u latach rozstając się z warszawskim Wydziałem Architektury, jesienne wyprawy będą mogły być w dowolnym czasie, choć z racji na Pracownię i Fundację , ciągle nie jest go zbyt wiele… 

 

Relaksuję się chodząc. Nie mam na to czasu poza wakacjami zbyt wiele, nie umiałam też tak  się codziennie zorganizować jak – toutes proportions gardeee – na przykład Immanuel  Kant, który codziennie o tej samej porze, przez cały rok przemierzał wybrana trasę w swoim  Królewcu, (którą to trasę potem zresztą nazwano Aleją Filozofa). Na to jest wolny czas,  najczęściej tak w pełni właśnie w wakacje. 

 

Wielu to pochwala – rzesze rehabilitantów i lekarzy na przykład – gdy się jednak zastanawiam dlaczego taka prosta aktywność daje mi możliwość istotnie pełnego relaksu, innego niż pływanie czy siedzenie na plaży i rozmowa ze znajomymi czy słuchanie muzyki, to  dochodzę do wniosku, że tu chodzi o coś więcej. I nie o to Norwidowskie poczucie więzi i  posiadania ziemi, które opisał w Pielgrzymie: „/…/ Przecież i ja ziemi tyle mam, Ile jej stopa ma pokrywa, Dopókąd idę .” ¹ 

 

O co idzie w tym chodzeniu? Chodzi o wolność. Chodzi też o ciszę, która nawet gdy idziemy  razem, nie męczy . Najlepiej byłoby się powłóczyć. Tego jednak już nie umiem. 

 

„ Jak najmniej siedzieć; nie wierzyć żadnej myśli, która się nie urodziła na wolnem powietrzu  i przy swobodnym ruchu /…./ ² 

 

Przynajmniej w wakacje to jakoś się udaje .  

 

1. https://literat.ug.edu.pl/cnwybor/073.htm 

2. Fryderyk Nietzsche, Ecce Homo, tłum. L.Staff, Warszawa, Mortkowicz, 1912, str.28 za : Frederic Gross Filozofia chodzenia, tłum. Ewa Kaniowska, Czarna Owca 2021, str.15 

 

 

Jak na architektonicznego snoba przystało, wolny czas spędzam na tym, co kocham najbardziej czyli nurkując w ciepłych morzach lub w ciemnych, zimnych kamieniołomach.

Deep blue w tym roku w kultowym Dahab na półwyspie Synaj, mieście przemytników i diverów. Blue Hole, the Canyon, the Caves to miejsca okryte zła sławą, wielu śmiałków zginęło tutaj. Blue Hole to 100 metrowa morska dziura i the Arch na głębokości 57 metrów łączący rozpadlinę z Morzem Czerwonym. Wsłuchani w swój oddech w absolutnej ciszy podziwiamy podwodna architekturę bez architekta, Naturę!

 

 

 

Work hard, party harder. Ostatnie lata nauczyły nas wypoczywać tak intensywnie, jak intensywnie musielibyśmy działać. Odpoczynek jest niezbędny, by zachować odpowiedni balans energii, a tym bardziej, by móc się nią dzielić.

Sport, doskonalenie techniki czy kontakt z naturą – to pozwala przenieść myśli w tryb relaksu. Na razie moje wakacje to krótkie wypady na prognozę wiatrową na Hel i intensywna próba sił w jeździe grawitacyjnej na rowerze na Dolnym Śląsku. Te impulsy dodały energii na czas urlopów kolegów z zespołu. Przed nami jeszcze morska przygoda pod żaglami. Za sterem staniemy tym razem na Morzu Egejskim. Tam Posejdon zadba byśmy mieli co robić.

 

 

Okres wakacji (lipiec i sierpień) lubię spędzać w Polsce. Szczerze. Mały ruch na drogach, targowiska pełne świeżych warzyw i owoców, aż żal to zostawiać. Przyjemnie spędza się tak czas w pracy. Dlatego wyjazdy zagraniczne preferuję jesienią, kiedy w Polsce zaczyna się szaruga, miło jest załapać się na jeszcze trochę dodatkowego słońca w roku. 

 

Forma wakacji –  nie pamiętam kiedy było to zwykłe plażowanie. Najczęściej jest to zwiedzanie świata na motocyklu (jako pasażer) lub nauka kaitserfingu… Opornie mi to idzie, ale chęci są najważniejsze  :). Do tego szczypta dobrej lektury i wszystko pasuje.

 

 

Najchętniej i najczęściej z Rodziną. To zawsze okazja żeby być razem i na chwilę zostawić wszystkie inne sprawy z tyłu.

Szukamy zawsze nowych miejsc, które próbujemy odkryć i zrozumieć. Czasem wracamy sentymentalnie do tych które kiedyś już odwiedziliśmy.

Nigdy zbyt statycznie, raczej dynamicznie. Dużo spacerujemy, zwiedzamy, żeby potem dyskutować i komentować, to co nas zaskoczyło.

To zawsze okazja żeby pobiegać rano lub wyjść jeszcze na trening rowerowy.

 

Relaksuję się przez aktywność sportową i fotografię. Wakacje są bardzo dobrą okazją, żeby oddać się jednej i drugiej pasji. Z każdej z nich zostaje coś na przyszłość: kondycja i klisze, które zapisały te dobre chwile spędzone razem.

 

 

Moje wakacje to chwile ze spojrzeniem w bezkres horyzontu, morza, wschodów i zachodów słońca, gwieździstego nieba i drogi mlecznej, porannej kawy po wypadzie rowerowym do najbliższego portu, przysmaków lokalnej kuchni z najświeższych pod słońcem owoców, warzyw, ryb, owoców morza. 

 

Wakacje to czas na zaległą lekturę – nie architektoniczną – i wszech obecny spokój. Co roku wracam do moich wakacyjnych miejsc magicznych, by odpocząć od świata gdzie tempo, zobowiązania i odpowiedzialność kreują każdy dzień. Zmiana otoczenia pozwala na zresetowanie myśli i spojrzenie z dystansem na sprawy ważne, ważniejsze i te, które tylko takimi się wydają. Moje wakacje to czas gdy wszystko mogę a nie muszę. 

 

 

 

Wszyscy starają się żyć według zasady Work Live Balance ale nie ukrywajmy – z wiekiem i wyzwaniami zawodowymi jest to często bardzo trudne. Dlatego wakacje to dla mnie ważny moment, nie tylko ładowania baterii, ale również poszerzania horyzontów, poszukiwania nowych ciekawych miejsc i czerpania z nich energii i inspiracji do dalszego działania. W tym roku udało mi się zaplanować wyjątkową i pełna kontrastów podróż objazdową, która zaczęła się od większych turystycznych miast jak Wiedeń czy Wenecja, a skończyła w malowniczej  Umbrii – najmniej zurbanizowanym, za to zielonym sercu Włoch. Tutejsze krajobrazy zachwycają zróżnicowaną topografia i zielenią, a urokliwe historyczne miasteczka tworzą niepowtarzalny klimat, w którym naprawdę można odpocząć. Podczas takich wyjazdów szukam także  połączenia z moją motoryzacyjną pasją. Tym razem nie mogło być  inaczej. Udało się zwiedzic wspaniałe butikowe Muzeum Ferrari w Modenie. To właśnie tu znajduje się oryginalny, stary warsztat człowieka, bez którego nie byłoby dzisiaj tej marki – Enzo Ferrari. Ciekawe zestawienie ceglanej przemysłowej architektury z nowoczesnym designem inspirowanym karoseriami obecnych modeli marki. W środku wyeksponowane są ikony włoskiego designu ostatnich 70 lat. Drugie miejsce to muzeum historycznego rajdu „Mille Miglia” czyli tysiąca mil – taki mniej więcej był dystans z Brescii do Rzymu i z powrotem, który pokonywali kierowcy kilkadziesiąt lat temu w zaledwie kilkanaście godzin. Poświęcony wyścigowi obiekt  zlokalizowany jest przy Viale della Bornata w zabytkowych zabudowaniach klasztoru św. Eufemii. Klasztor jest atrakcją architektoniczną sam w sobie – jego budowa rozpoczęła się już w 1008 r. To wyjątkowe miejsce zarówno dla miłośników motoryzacji jak i designu. Wakacje w nowych, postpademicznych czasach sprawiają ze jeszcze bardziej doceniamy każde wyjątkowe miejsce.

 

 

1. Dwukrotny przejazd karetką pogotowia w tym jeden nocny rajd po górach z naszą najmłodsza córeczką z atakiem serca – ale nie z powodu pierwszej zawiedzionej miłości (ma prawie 16 lat) – bo EKG w karetce wykluczyło miłosne uniesienia, a odczyt pokazał wynik jak przy zawale!!!! (więc możesz sobie wyobrazić co przeżywaliśmy)

 

2. Chwilowy pobyt w super standardzie na SORze i oddziale dziecięcym w Cieszynie, a rano szybki transport karetką z kolejnymi atrakcjami na oddział kardiologiczny do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.

 

3. Pobyt w najlepszym standardzie hotelowym all inclusive z „basenem” gdzie nasza nastolatka może nic nie robić – a właściwie to musi NIC nie robić – nawet jeśli chce – bo siadać też nie może (więc basen się przydaje).

 

4. Korzystanie ze wszystkich najnowszych atrakcji dostępnych tylko w pakiecie kardio, w tym z super aparatu zakupionego za sprawą Orkiestry Świątecznej Pomocy 2020 – naprawdę ratuje życie dzieciakom.

 

5. Dla wszystkich tych „wakacyjnych” atrakcji dajemy ocenę 5/5 gwiazdek – pełna profeska, a ludzie wręcz fantastyczni.

 

Ps. A z naszą Tesią już stabilnie i jak wyjdzie ze szpitala to może uda nam się odbyć zaplanowana wcześniej wyprawę „Pana Samochodzika” – czyli dwutygodniowe włóczenie się śladami francuskich katedr i zamków Prowansji i Burgundii, z obiecanymi noclegami pod gwiazdami, na które Tesia się tak cieszyła.

 

 

Niestety, wakacje nie są nudne, a o takich od lat marzę. W czerwcu, w ostatniej chwili przed wyjazdem zaczyna dzwonić telefon: czy nie mógł bym napisać krótką ale szybką recenzję, artykulik, referacik, opinię, na początek września dopiero… Mogę bo nie mogę odmówić, i tak w tym roku jak co roku uzbierały się cztery sztuki. Dobrze że pada, siedzę i piszę. W przerwach między opadami  rysuję, dla złapania równowagi. Słońce bywa, wtedy plaża, w końca nad morzem, każdym, bez niej obejść się nie może, jak dziś.

 

Szkic Sławomira Gzella

 

 

 

Biorąc pod uwagę to co się dzieje na świecie, postanowiliśmy z żoną w tym roku nie planować wakacji z wyprzedzeniem. Mając jeszcze małe dzieci które jak na złość potrafią się rozchorować tuż przed wyczekiwanym urlopem, to takie nieplanowanie nabiera jeszcze większego sensu. Zamiast jednego dłuższego urlopu postawiliśmy na kilka krótszych, spontanicznych wyjazdów. Gdy pozwala na to zdrowie, czas i pogoda wsiadamy w samochód, zabieramy rowery i ruszamy w podróż której plan układamy zazwyczaj w wieczór przed wyjazdem. W ten sposób udało nam się zrobić kilkudniową objazdówkę po Czechach, a ostatnio po Lubelszczyźnie. W planach są jeszcze polskie góry i morze. Ale gdzie dokładnie to się okaże w ostatniej chwili.

 

Podczas wakacji zawsze staramy się mieć ze sobą rowery. Najlepiej relaksuję się podczas rodzinnych wypraw rowerowych. Dzięki rowerom jesteśmy w stanie zwiedzić o wiele więcej miejsc niż poruszając się pieszo. Przy okazji daje to też pole do refleksji na temat infrastruktury rowerowej zwłaszcza w większych miastach. NIestety jest ona często chaotyczna i niespójna, a wiele deptaków, placów czy rynków ma zakaz jazdy po nich rowerem.  A szkoda bo nie ma bardziej ekologicznego środka transportu. Także jeśli relaks na rowerze to raczej na ścieżkach bardziej krajobrazowych, w otoczeniu natury niż w większych miastach z dużą ilością turystów. Jazda  rowerem po Pradze w towarzystwie ośmiolatka nie należy do najłatwiejszych.

rodzinny i integrujący.

Jak spędzasz wakacje? Jak się relaksujesz w wakacje?