Architecture

Prefabrykacja. Persona non grata

 

 

Współczesne postrzeganie prefabrykacji różni się w różnych miejscach Europy ze względu na ich historię. W krajach, które po wojnie musiały odbyć długą drogę do rządów demokratycznych, kojarzona jest nieodłącznie z komunizmem – systemem politycznym wyjątkowo sprzyjającym jej rozwojowi. Ideologiczne jej wykorzystanie do budowania nowego społeczeństwa spowodowało niechęć krajów wschodnich i zaniechanie rozwoju tej technologii.

 

 

Marcin Szczelina

 

 

Idea prefabrykowania elementów do budowy różnego rodzaju obiektów sięga starożytności. Wytwarzany z zaprawy wapiennej i popiołu wulkanicznego (pulvis puteolanus) „opus ceamenticuim” – starożytny „beton” – używany był do produkcji konstrukcji i elementów prefabrykowanych, które wykorzystywano m.in. do wznoszenia tuneli, akweduktów, fortec, portów, falochronów, dróg czy przepustów. Gotowe elementy przeznaczone do budowy świątyń były przewożone np. z Rzymu do kolonii w Afryce – o czym dowiadujemy się z listów Pliniusza Młodszego.

 

Niektórzy początków prefabrykacji upatrują w powstaniu pierwszego w całości prefabrykowanego obiektu – The Crystal Palace, który został wzniesiony w Hyde Parku w Londynie na Wielką Wystawę w 1851 r. Joseph Paxton zaprojektował budynek składający się z żeliwnych i szklanych prefabrykatów. Do jego budowy zużyto 293 665 tafli szkła oraz ponad 4500 ton żelaza.

 

Jeszcze inni za początek prefabrykacji uznają opatentowanie żelbetu przez francuskiego ogrodnika Josepha Monier (1823– 1906). W 1849 r. zastosował on żelazne siatki do zbrojenia betonowych donic wykorzystywanych w ogrodach wersalskich. W 1867 r. opatentował technologię wyrobu żelbetowych koszy, a w latach następnych również rur (1868), płyt (1869), arkad mostu łukowego (1873), belek – podkładów kolejowych (1877) i stropów (1880–1883). Jednak największy rozwój idei prefabrykacji przypada na czasy po 1914 r., kiedy to Le Corbusier projektuje Dom–ino, które zmienia podejście do architektury.

 

BBGK, Sprzeczna 4 w Warszawie, fot. Juliusz Sokołowski

Krajobraz miejski bez blokowisk trudny do wyobrażenia

 

Niskie bloki bez windy oznaczają niedogodności w postaci nieodpowiednich odległości między budynkami, zbyt małej ilości światła słonecznego, wąskich pasów zieleni oraz nieprzystosowanego terenu wokół obiektu. Z drugiej strony wieżowce mają lepszą wentylację, są bardziej nasłonecznione i oddalone od siebie, zakładają powstanie jak najszerszych parków, które są przede wszystkim przydatne dla dzieci pragnących zaspokoić potrzeby zabawy i hałasowania. […] Ich zalety są nie do przecenienia w zdrowych miastach.

 

Pełnia architektury  – Walter Gropius

 

Dziś trudno wyobrazić sobie krajobraz miejski bez blokowisk. Jednym z pojęć, które przychodzi na myśl wraz z blokowiskami, jest prefabrykacja. To ona pozwoliła na szybkie zaspokojenie chociaż w części potrzeb mieszkaniowych powojennej Europy i – wbrew pozorom – nie skończyła się wraz z upadkiem modernizmu.

„W krajach Europy Zachodniej, gdzie osiedla z wielkiej płyty nie kojarzą się z systemem politycznym, a modernizmem i próbą rozwiązania problemów mieszkalnictwa szybko rozwijających się miast, prefabrykacja jest nadal chętnie stosowana i lubiana”.

Kleiburg w Amsterdamie,, fot. Marcel van der Burg

Pragnienie zdrowego miasta

 

 

Kierunek rozwoju, który przybrała powojenna Europa, uchwalając Kartę Ateńską, miał być lekiem na ówczesne problemy mieszkalnictwa. Pragnienie zdrowego miasta – wysokich, nasłonecznionych budynków zatopionych w zieleni – rozbudzało emocje, jeszcze silniejsze, gdy miało się przed oczami warunki życia trudno wyobrażalne dla dzisiejszego człowieka.

 

Zniszczenia wojenne i głód mieszkaniowy sprawiły, że szukano narzędzia skutecznego i radykalnego, mogącego odmienić losy społeczeństwa. Tym narzędziem stała się prefabrykacja. To właśnie ona posłużyła do spełnienia postulatów i wizji modernistów. Rozwój zainteresowania betonem i możliwością powielania pewnych rozwiązań  pozwolił na wybudowanie m.in. Cite’ de la muette (1931-34 – E. Beaudouin, M. Lods, E. Mopin, V. Bodiansky), Unite D’Habitation (1946-52 – Le Corbusier) czy Habitat 67 (1967 – M. Safdie), gdzie prefabrykowane były nie elementy ścian czy stropów, a całe formy przestrzenne – betonowe moduły. W urbanistyce prefabrykacja miała swój początek w wizji Le Corbusiera w Contemporary city (1922), L. Hilberseimera  w Vertical City (1927-35) czy rozważaniach W. Gropiusa „Low, Mid- or High-rise Building?” na CIAM – Międzynarodowym Kongresie Architektury Nowoczesnej (Bruksela, 1930).

 

Współczesny odbiór tej technologii różni się w różnych miejscach Europy ze względu na ich historię. W krajach, które po wojnie musiały odbyć długą drogę do rządów demokratycznych, prefabrykacja kojarzona jest nieodłącznie z komunizmem – systemem politycznym wyjątkowo sprzyjającym jej rozwojowi. Ideologiczne jej wykorzystanie do budowania nowego społeczeństwa, o nowym stylu życia, przekonaniach, celach i dążeniach, jednocześnie zunifikowanego, kontrolowanego przez państwo, spowodowało niechęć krajów wschodnich i zaniechanie rozwoju tej technologii po upadku komunizmu.

 

Inaczej jest w krajach Europy Zachodniej, gdzie osiedla z wielkiej płyty nie kojarzą się z systemem politycznym, a modernizmem i próbą rozwiązania problemów mieszkalnictwa szybko rozwijających się miast – tu prefabrykacja jest nadal chętnie stosowana i lubiana. Przykładem może być Skandynawia, gdzie półprodukty są wykorzystywane przy budowie blisko 80 proc. obiektów ze względu na możliwość montażu elementów niezależnie od pogody. W tych krajach zalety i możliwości prefabrykacji nie są przysłonięte przez aspekty społeczne i historyczne.

 

Kleiburg w Amsterdamie,, fot. Stijn Poelstra

Polak (nie) potrafi

 

Zwykło się myśleć, że każdy Polak jest w stanie sam wszystko naprawić i wykonać. Brak zaufania społecznego i wobec wielu instytucji, zawodów oraz relacji międzyludzkich powoduje, że w polskim budownictwie popularne są nadal metody, które w wykonawstwie nie potrzebują ogromnej wiedzy i pozwalają na samodzielne wykonanie części prac. Za ten stan rzeczy po części odpowiada nieufność wobec wykonawców i wypaczony obraz prefabrykacji w czasach PRL-u – rozkwit technologii w kraju przypadł bowiem na tę epokę i był związany z odbudową zniszczeń wojennych i deficytem lokalowym.

 

W samej Warszawie w wyniku wojny zostało zniszczone 84 proc. lewobrzeżnej tkanki miasta, więc potrzeba rozwiązania dramatycznego problemu braku mieszkań była ogromna. To właśnie z betonu i  gruzu ceglanego, powstałego ze zniszczonych budynków, wykonywano pierwsze prefabrykaty – gruzobetonowe cegły, m.in. bloczki muranowskie.  W końcu lat 60. zaczęto stosować półprodukty betonowe do wznoszenia całych obiektów – najpierw budowanych w systemach zamkniętych (OWT-67, Domino, WUF-T, Dąbrowa 70, J. – Jelonki, Winogrady, Szczecin 1), które nie dawały dużej możliwości aranżacji mieszkań, gdyż wszystkie ściany były nośne. Wraz z pojawieniem się systemów otwartych (WT-70, Wk-70) budynki mogły być projektowane z większą różnorodnością planów i rozwiązań.

 

Większe możliwości nie szły jednak w parze z jakością tego budownictwa. Brak precyzji wykonania elementów, kłopoty w ich łączeniu, złe składowanie, niedostatek wykwalifikowanych pracowników i poczucia odpowiedzialności za wykonaną pracę, a także wady gospodarki centralnie planowanej powodowały, że budynki z tego okresu zostały wykonane niedbale, wręcz nieprofesjonalnie. Te skojarzenia w polskiej mentalności pokutują do dziś

BBGK, Sprzeczna 4 w Warszawie, fot. Juliusz Sokołowski

 

„Brak precyzji wykonania elementów, kłopoty w ich łączeniu, złe składowanie, niedostatek wykwalifikowanych pracowników i poczucia odpowiedzialności za wykonaną pracę, a także wady gospodarki centralnie planowanej powodowały, że budynki z okresu PRL-u zostały wykonane niedbale, wręcz nieprofesjonalnie”.

100 lat niech żyje nam

 

Jest to tym większy paradoks, że w Polsce aż 65 proc. budynków mieszkalnych jest zbudowanych w technologii prefabrykacji: 30 proc. w systemach zamkniętych, 35 proc. – otwartych (15 proc. – W-70, 20 proc. – Wk-70). W 4 mln mieszkań mieszka 12 mln mieszkańców, co stanowi ok. 1/3 populacji kraju.

 

Z powodu obecnego niedostatku mieszkań na rynku nawet lokale w budynkach o słabym stanie technicznym cieszą się dużym zainteresowaniem. Przy czym warto sobie uświadomić, że chociaż budynki z wielkiej płyty miały przetrwać maksymalnie 50 lat, teraz prognozuje się wytrzymałość materiałów na 100 lat! Najwyższa pora zastanowić się, co należy zrobić z wielkimi osiedlami – nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowej i Wschodniej, by odpowiadały współczesnym standardom.

 

Jak ważny jest to problem, pokazuje chociażby przyznanie nagrody im. Miesa van der Rohe 2017  pracowni NL Architects i XVW architectuur za  modernizację galeriowca Kleiburg w Amsterdamie.

 

Kleiburg w Amsterdamie, fot. Stijn_Poelstra

Humanizacja osiedli, przekształcenia mieszkań, układu urbanistycznego i architektury osiedli to kierunki działań mających na celu wykorzystanie potencjału istniejących już budynków i uchronienie ich przed zdegradowaniem. Dobudowy i uzupełnienia zabudowy, wyburzanie całych kondygnacji, budowa tarasów na dachach, dobudowa wind zewnętrznych, loggi, balkonów to tylko niektóre z dostępnych możliwości, czego potwierdzeniem są projekty Stefan Forster Architekten w Leinedelde-Worbis.

 

Zwiastun zmian?

 

Współcześnie nieufność Polaków wobec prefabrykacji i ich niewiedza sprawiają, że w kraju nad Wisłą brakuje specjalistów znających się na budowaniu w tej technologii. To z kolei sprawia, że mimo ogromnych możliwości i potencjalnego zmniejszenia kosztów budowy pojedynczy proces inwestycyjny w tej technologii jest po prostu nieopłacalny. Potwierdzają to liczby: w latach 2003-2017 w Polsce wybudowano niecały milion nowych mieszkań (dane statystyczne GUS). Jest to zaledwie 1/4 mieszkań na osiedlach z wielkiej płyty. Warto zwrócić uwagę na to, że na 77 494 nowych budynków mieszkalnych w ciągu 15 lat tylko 348 (0,4 proc.) zostało wzniesionych w technologii wielkopłytowej bądź wielkoblokowej.

 

Zwiastunem zmian w postrzeganiu prefabrykacji w krajach Europy Środkowo-Wschodniej może być budynek wielorodzinny Sprzeczna 4, który powstał na zamówienie fabryki produkującej prefabrykaty. Budynek jest pokazową realizacją, udowadniającą, że budownictwo z elementów prefabrykowanych może być zróżnicowane, oryginalne, ciekawe, niebanalne.

 

Sprzeczna 4 stara się zerwać z mitem wielkiej płyty, stając się niejako drogowskazem ku przyszłości, w której prefabrykacja jest cenioną, równoprawną metodą budowania.

BBGK, Sprzeczna 4 w Warszawie, fot. Juliusz Sokołowski

 

Tym razem bez błędów

 

 

Jedynym sposobem na przywrócenie prefabrykacji popularności jest jej promowanie i edukacja społeczeństwa – nie tylko mieszkańców, ale przede wszystkim architektów, którzy często nie zdają sobie sprawy z zalet technologii, takich jak: szybkość wykonawstwa, eliminacja błędów wykonawczych poprzez użycie gotowych elementów (co również zwiększa bezpieczeństwo na budowie), wydłużenie sezonu budowlanego dzięki możliwości wznoszenia budynków niezależnie od pogody, brak spoin, brak odpadów budowlanych, oszczędność na materiale, bezpieczeństwo konstrukcji, niskie koszty wytworzenia.

 

Oczywiście mimo wielu zalet nie można też zapominać o ograniczeniach związanych z prefabrykacją, takich jak brak możliwości wprowadzania zmian na etapie budowy, konieczność wynajęcia profesjonalnej „ekipy”, wcześniejsze szczegółowe przygotowanie wszystkich elementów, drogi transport dużych elementów (niezbędne zastosowanie ciężkiego sprzętu), konieczność użycia żurawia nawet przy niskich budynkach. Do tego dla oszczędzenia czasu elementy powinny być produkowane  jeszcze przed otrzymaniem pozwolenia na budowę, co przy niepewnym procesie administracyjnym wydaje się być często ryzykowne.

 

Z pewnością jednak warto obecnie poświęcić prefabrykacji więcej uwagi, bo również współcześnie może ona rozwiązać  liczne problemy mieszkalnictwa, tym razem pomagając uniknąć błędów popełnianych przez modernistycznych pionierów.

 

BBGK, Sprzeczna 4 w Warszawie, fot. Juliusz Sokołowski