ArchitectureDesign

Mur, który rośnie w nas

Anna Domin

 

Spektakl „The Wall” nie opowiada historii – on ją w nas zapisuje. To trzy i pół godziny bez znieczulenia, w których teatr staje się polem doświadczenia, a każda scena wbija się pod skórę. Nie ma dystansu, nie ma bezpiecznego miejsca. Jest tylko my i mur, który sami budujemy – z obojętności, z wygody, ze strachu.

 

Czasem teatr nie jest już tylko teatrem – jest uderzeniem w trzewia, takim, które zostaje w środku jeszcze długo po wyjściu. Tak właśnie działa spektakl „The Wall” w reżyserii Pawła Miśkiewicza. Nie grzmi, nie krzyczy, nie wali w bębny. Po prostu podchodzi bardzo blisko, staje przed tobą i patrzy ci w oczy, i wtedy wszystko się kończy. Żadne: „to tylko spektakl”, „to tylko historia”, „to przecież tam, nie tutaj”. Nagle okazuje się, że Mur, o którym mówią – ten tytułowy – nie stoi na granicy między Polską a Białorusią, ani między Zachodem a resztą świata. Ten mur wrósł się w nas i budujemy go codziennie. Z bezpiecznego dystansu, z ocen, z pytań: a po co tu idziesz? czego chcesz? kim jesteś? Dlaczego nie zostałeś tam, gdzie spadały bomby?

 

Na początku siedemdziesięcioletni azylant Saleh Omar z Zanzibaru, który ląduje na lotnisku Gatwick z fałszywym paszportem w kieszeni  i próbuje uzyskać azyl w Wielkiej Brytanii. Historia zaczerpnięta z powieści By the Sea noblisty Abdulrazaka Gurnaha,  potem spotykamy Palestyna — Marcin Bosak gra Abeda Salama z reportażu Nathana Thralla, Pulitzer 2024, przerzuconego na scenę i uwolnionego wbrew jakimkolwiek ramom politycznym czy historycznym.  To dopiero początek. Dalej jest mocniej, wyraźniej – narracja z Drobnego szczegółu Adanii Shibli w interpretacji Marty Nieradkiewicz, po drodze jest jeszcze czarnoskóry żołnierz w Irlandii i jego trauma w wykonaniu Pawła Tomaszewskiego. I wreszcie coś, co rozrywa wszystkie filtry – bezprecedensowy fragment opowiadania Działania psychologiczne ze zbioru Phila Klaya, w wykonaniu Maksymiliana Piotrowskiego. Nie sposób od niego oderwać wzrok. To jego scena — młodego aktora, którego ciało, oddech i każde słowo miały ciężar prawdy — była dla mnie najdotkliwszym doświadczeniem tego wieczoru. Bez efektu, bez dopowiedzeń – czysta obecność. A między tym wszystkim Anna Kłos, wnosząca cichą kreskę absurdu, który przecina śmiertelną powagę. Bo wojna nie jest tylko patosem. Wojna – o zgrozo – bywa absurdem. I od czasu do czasu właśnie przez ten mur przedziera się śmiech. Taki, który boli bardziej niż cisza. 

 

Fot. Karolina Jozwiak

 

Fot. Karolina Jozwiak

 

„The Wall” nie opowiada – on łupi, obnaża, wchodzi ci pod skórę. To nie spektakl o śmierci, choć śmierć zagląda do środka tak blisko, że nie sposób oddychać. To spektakl o Tobie i o mnie. O tej cienkiej granicy, którą tak chętnie rysujemy między „moje” a „ich”, między „bezpieczne” a „obce”. O murze, który rośnie szybciej niż trawa, czasem z cynizmu, innym razem ze strachu i też z wygody. To, co się dzieje na scenie, boli. Nie dlatego, że są krzyki, krew, wybuchy, ale dlatego, że są słowa – zwykłe i codzienne. Takie, które słyszysz w wiadomościach, na ulicy, w tramwaju, a potem nagle – rodzic trzyma martwe ciało swojego dziecka w dłoniach. I nikt nie wie, co powiedzieć, bo nie ma słów, bo to nie powinno się wydarzyć,  to właśnie wtedy teatr przestaje być sztuką, a staje się prawdą. Brutalną, obnażoną, niepodlegającą interpretacji. Jesteś sam z tą sceną i nie masz gdzie uciec. 

 

Jest intensywniej, też za sprawą zaangażowania wszystkich możliwych środków wyrazu.” The Wall” działa na wszystkie zmysły. Scenografia Barbary Hanickiej, murem zniszczony betonowy blok na obrotówce, żółta taśma jak granica — pałęta się między aktorami i widownią, bo dramaturgia to tu mityczny mur, nie abstrakcyjna idea. Zastanawiasz się, kiedy ten kawał betonu zawiśnie nad Tobą i poczujesz, że możesz być kolejnym, co ucieka po życie. A dźwięk? Nie, nie podkład muzyczny, ale żywa, obecna, pulsująca muzyka – wokal Majki Kleszcz i gitara Wojtka Krzaka. Śpiew wschodnich pieśni, bluesowe riffy, irlandzkie ballady – to wszystko razem przebija pancerz emocjonalnej obojętności. Zabiera w miejsca, które nie są bezpieczne, ale są prawdziwe. Tam, gdzie boli, ale gdzie można jeszcze coś poczuć. Jeszcze być człowiekiem. Ten spektakl nie daje niczego, co można byłoby łatwo opowiedzieć. Nie ma fabuły, którą da się streścić, nie ma morału do wpisania na plakat. Jest za to krzyk, ale to krzyk milczący. Ciężki jak oddech tych, którzy stali pod granicą w zimową noc. Jest spojrzenie w twarz tego, który ucieka. Nie po lepsze życie, tylko po życie w ogóle. I twoja decyzja – spojrzysz z powrotem czy odwrócisz wzrok? Bo ten mur, który rośnie w nas, najczęściej zaczyna się właśnie od odwrócenia wzroku. Od „to mnie nie dotyczy”, „nie wiem wszystkiego”, „to skomplikowane”.

 

A jednak teatr ma moc, bo oto siedzimy, patrzymy i milczymy. Może pierwszy raz od dawna przestajemy pytać, czy „on zasłużył”, i zaczynamy widzieć człowieka – tylko tyle, a zarazem wszystko. Perfekcyjne aktorstwo każdego, kto pojawia się na scenie, nie zostawia miejsca na oddech. Długie tirady wystrzeliwane jak pociski – słowa szybkie, celne, niosące ostre odłamki sensu. Ciało, spojrzenie, drżenie ręki – każdy drobiazg gra tu jak instrument w orkiestrze, dopełniając partyturę bólu. Spektakl trwa niemal trzy i pół godziny  i nawet czuć ten czas, ale paradoks w tym, że żadna wojny nigdy nie kończy się następnego dnia. Zawsze trwa za długo – w ruinach domów, w drgających powiekach uchodźców, w nocnych pomrukach, które nie pozwalają zasnąć.

 

Nie da się mocniej pokazać, czym jest MUR, ani głośniej powiedzieć, czym jest bycie obcym. „The Wall” to nie spektakl, który się ogląda; to spektakl, który wchodzi pod skórę i zostaje w krwiobiegu. I tam siedzi. Długo. 

 

Reżyseria: Paweł Miśkiewicz
Dramaturgia/Scenariusz: Joanna Bednarczyk
Scenografia: Barbara Hanicka
Muzyka: Maja Kleszcz, Wojtek Krzak
Obsada: Marcin Bosak, Katarzyna Herman, Marta Nieradkiewicz, Anna Kłos, Magdalena Czerwińska, Paweł Tomaszewski, Maksymilian Piotrowski, Paweł Miśkiewicz (gośc.)
Muzyka na żywo: Kleszcz, Krzak; narracja: Borowiec/Kulikowska
Premiera: Kolejne pokazy 16 i 17 lipca.