Design

Mimo wszystko

Chęć nadrobienia czasu względem Zachodu sprawia, że biegniemy bardzo szybko, zwolnieni z formalnych ograniczeń odbywamy maraton w tempie sprintu. I ponosimy tego konsekwencje.

 

Dorota Stępniak

Jest cecha, która w ludziach fascynuje mnie najbardziej – która pozwala przetrwać trudne chwile, przeskoczyć niemożliwe granice, podążać bez wyznaczonej ścieżki. Przez jednych może być nazwana uporem, przez innych wytrwałością, dla mnie zamyka się w haśle „mimo wszystko”. Upór i wytrwałość wiążą się z dążeniem do celu, a „mimo wszystko” – to rozwój bez ściśle określonego efektu, dla ogólnej wartości.

 

Polska trwała mimo jej braku na mapie, rozwijała się mimo niedostatku, posiadała mimo niedoboru produktów na półkach i działała mimo zakazów. Nasza kreatywność była rozwijana i stymulowana przez pokolenia w zupełnie inny sposób niż w krajach zachodniej Europy. Umiejętność zaradnego myślenia ciągle nas jeszcze wyróżnia na tle innych. Dzięki temu osiągnęliśmy niemożliwe. W ciągu ponad 20 lat rozwój naszej gospodarki niemalże dogonił zachodnie standardy (według agencji indeksowej FTSE Russell, Polska przestała być krajem rozwijającym się i awansowała do grona 25 najbardziej rozwiniętych na świecie rynków, plasując ją na 21. miejscu), a ostatnia dekada pozwoliła naszym projektantom stworzyć linie ciekawych wzorniczo produktów.

 

Nurt Home, STADO, by Trend Nomad

Przestaliśmy być już tylko wytwórcami i odtwórcami. To była duża przyjemność móc rok temu na targach Warsaw Home zobaczyć (niezałożone przez organizatorów) podsumowanie ostatnich dziesięciu lat i przeskok, jaki dokonał się od organizowanej na pierwszym festiwalu designu w Łodzi wystawy „Dom Polski”, gdzie z trudem szukaliśmy dostępnych na rynku mebli polskich projektantów. Ilość marek, jakość produktów, świadomość projektowa, ale również wzrastające obeznanie rodzimych konsumentów z designem pokazują, jak wiele zrobiliśmy. Nasze produkty są wyróżniane w międzynarodowych konkursach nagrodami, które jeszcze niedawno wydawały się nieosiągalne. I to wszystko wydarzyło się mimo wszystko, bez budżetów, bez wielkich programów wsparcia, prężnie działających instytucji państwowych. W większości stoją za tym inicjatywy oddolne i upór – bo „trzeba, bo jako kraj powinniśmy, bo inni już mają, już tam są”.

 

Maraton w tempie sprintu

 

Ta chęć nadrobienia czasu względem Zachodu sprawia, że biegniemy bardzo szybko, zwolnieni z formalnych ograniczeń odbywamy maraton w tempie sprintu i ponosimy tego konsekwencje. Droga jest wyczerpująca i płacimy za nią dużą cenę – cenę wypalenia środowiska kreatywnego. Odczuwalne jest zmęczenie tej tkanki, a ilość rzeczy do zrobienia przy ograniczonych źródłach wsparcia ciągle jest ogromna. Z naszą romantyczną duszą, która zawsze jednoczy się w obliczu wyzwania, powoli wygrywa pragmatyzm. Bo czy warto robić research, za który nikt nie zapłaci, tworzyć nowe programy wykładów, których uczelnie nie doceniają, przekazywać swoją wiedzę studentom z poziomu prestiżu, a nie dochodu, pisać artykuły oparte na wyjazdach, których nikt nie refunduje?

 

Proces samomotywacji jest coraz trudniejszy i dotyczy nie tylko projektantów, grafików, artystów, kuratorów, dziennikarzy i wykładowców, ale również animatorów kultury – bo czy wzmianka w prasie może być porównywalna z niepewnością dotyczącą realizacji kolejnego projektu? Choć każdy sukces cieszy, obłudne artykuły o podboju Mediolanu, Londynu, Paryża martwią, gdy porównuje się je w kontekście rzeczywistym do projektów międzynarodowych. Chcemy nowego, a ciągle rozliczani jesteśmy na starych zasadach. Dążymy do innowacyjności, ale nie ufamy naszym innowatorom, zabijamy inicjatywy, zanim jeszcze na dobre się narodzą.

„Nasze produkty są wyróżniane w międzynarodowych konkursach nagrodami, które jeszcze niedawno wydawały się nieosiągalne. I to wszystko wydarzyło się mimo wszystko, bez budżetów, bez wielkich programów wsparcia, prężnie działających instytucji państwowych”.

 

Nurt Home, SARNA by Trend Nomad

 

 

Nasz rynek ma znaczące luki pod względem wydarzeń z sektora przemysłów kreatywnych. Mam wrażenie, że dziś jest znacznie mniej wystaw niż jeszcze kilka lat temu, a ostatnią ostoją całorocznych prezentacji designu jest BWA Wrocław, reszta zaś wydarzeń oparta jest na życiu festiwalowym. Cieszy mnie tegoroczny powrót Łódź Design do produkcji własnych wystaw, jak i doskonale rozwijający się program merytoryczny Gdynia Design Days czy podejmujący naukowe zagadnienia festiwal Przemiany. To jednak za mało. Przez te dziesięć lat prawie całkowicie zatraciliśmy krytyczne projekty, eksperymenty tworzone niezależnie od procesu edukacji czy wykorzystujące żart i spryt, które były naszą siłą.

 

Wystawy realizowane są głównie jako projekty objazdowe, prezentujące czytelny tematycznie i ładny estetycznie zbiór z reguły dobrze znanych już obiektów. Organizatorzy wydarzeń do minimum ograniczają koszty wynagrodzenia kuratorów i akomodacji, o finansowaniu nowych prac nie wspominając (stąd stały, dość zawężony pakiet obiektów ze znacząco ograniczonym researchem krytycznym, gdyż ten wymaga nakładów czasu, środków i trudno sprzedać go po zrealizowanym projekcie). Brakuje nam też spotkań branżowych, podczas których możemy się wymienić wiedzą dotyczącą problemów i realizowanych przedsięwzięć, a czas dyskusji podczas wykładów ograniczany jest do minimum. Skomplikowane jest również wspieranie edukatorów w ich pracy. Wykładowca rzadko chwalony jest za swoją aktywność pozauczelnianą, nie mówiąc już o grantach bądź czasie wolnym na prace projektowo-badawcze. Jednym z rezultatów tej sytuacji jest brak danych dotyczących rozwoju polskiego wzornictwa, na których oparta mogłaby być strategia dalszych działań.

 

Nurt Home, BULWA

Wreszcie mamy czas na błędy

 

Chcieć znaczy móc – ostatnie lata pokazały to doskonale. Ale jaki jest dziś polski design? Czy po latach świadomego finansowania branży, która niemalże nie istniała, powinniśmy się w ogóle zastanawiać nad odpowiedzią na to pytanie? Jesteśmy profesjonalistami i to widać w projektach m.in. Krystiana Kowalskiego, Mai Ganszyniec, studia Kabo & Pydo. Ta profesjonalizacja opiera się na dobrze wykonanej pracy projektowej, doskonale jednak wiemy, że świat designu jest znacznie szerszy. Największą zasługę w promocji polskich produktów ma dziś Instytut Adama Mickiewicza, nie zaś Instytut Wzornictwa Przemysłowego czy festiwale. Może czas jest powołać jednostkę, która w sposób zintegrowany zacznie zajmować się szeroko rozumianym designem, nie pomijając mody i grafiki użytkowej?

 

Realizację zadań merytorycznych w Polsce ciągle jeszcze kategoryzujemy w zakresie pasji, nie pracy. Warto, by potrzeba ciągłego udowadniania kompetencji przerodziła się we wsparcie działania. Dziś możemy sobie pozwolić na proces. Nie musimy już biec w morderczym wyścigu, mamy czas na research i błędy – pozwólmy sobie na nie. Może jeszcze raz warto się zintegrować i obrać wspólną strategię, mimo wszystko?

 

Maybe it’s time in spite of all?

 

Dorota Stępniak – member of Program of Board Gdynia Design Days 2018. Curator and manager of events in a creative industries sector. Author of numerous texts, journalist, juror and conference moderator. She currently works for the International Design Center (IDZ) in Berlin and as a lecurer at the VIAMODA University in Warsaw. The originator, curator and manager of Łódź Design Festival, associated with the event until 2010. The creator of the O! To Design project.