ArchitectureDesign

Pokoje dla sztuki. Rozmowa z Thomasem Phiferem

Wysłuchała: Ania Diduch 

 

Photo: Janson Schmidt

 

Rozmowa na temat Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie ma dla mnie osobisty charakter. Historia jego siedziby i budowania kolekcji to także historia moich studiów na wydziale historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, pierwsza praca w największym tygodniku kulturalnym w Polsce i ewolucja mojego patrzenia na sztukę współczesną. Mój debiutancki artykuł w ogólnokrajowej prasie był poświęcony wystawie właśnie w MSN. Zastanawiam jak zmieniło się Pana postrzeganie siebie jako architekta na przestrzeni ostatnich piętnastu lat?  

Przede wszystkim nadal kocham bycie architektem! Kocham wszystko co jest związane z tą profesją, czyli: pracę z ludźmi, tworzenie i definiowanie instytucji, poszukiwanie rozwiązań dla przestrzeni miejskich tak żeby były bardziej wyraziste, żywe i kulturotwórcze. Warszawa jest wymarzonym przykładem miejsca, w którym wszystkie te elementy splatają się w transformacyjną energię.  

 

Co w takim razie było szczególnie pociągającego w zamyśle pracy nad muzeum w Polsce? Z całym szacunkiem dla instytucji i kraju, ale MSN nie jest rozpoznawalną międzynarodowo marką. 

Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Warszawy pięć lat temu, czułem wyraźnie energię, która była nastawiona na odrodzenie, budowanie i kreowanie. Dla architekta, to nie jest częste doznanie we współczesnych miastach. Zwykle budynek pojawia się w przestrzeni zbyt późno bo okres ‘renesansu’ już się zakończył, lub zbyt wcześnie przez co miasto nie może w pełni skorzystać z możliwości jakie inspiruje nowy budynek. W Warszawie miałem wyraźne poczucie, że architektura będzie w harmonii z tempem kształtowania się obydwu instytucji, można powiedzieć, że teatr i muzeum będą wznoszone równocześnie z ich siedzibami. W ten sposób obydwa procesy, budowania i poszukiwania tożsamości, stają się jednakowo ważne, znaczące. A pikanterii całej sytuacji dodaje oczywiście fakt, że pracujemy w wyrazistym kontekście ikonicznego, stalinowskiego budynku i symbolu post-komunistycznej kultury.  

 

Ile czasu spędził Pan w Warszawie od momentu wygrania konkursu?  

Całkiem sporo. Nadzoruję kolejne etapy budowy z kilkumiesięczną częstotliwością.  

 

Jedną z cech charakterystycznych Pana stylu jest unikalne podejście do pracy ze światłem. W warszawskim kontekście myślę, że to szczególne wyzwanie: polskie światło bywa płaskie i na dodatek jest go stosunkowo mało w porównaniu do innych europejskich stolic.  

Mam dokładnie odwrotne odczucia. Naturalne światło w Warszawie odbieram jako bardzo serdeczne i zapraszające do współpracy. Posiada wiele dramaturgii, która jest jednym z powodów, dla których światło w projektach obydwu instytucji będzie pełnoprawnym elementem architektury. Zarówno muzeum jak i teatr będą zalane światłem i wypełnione ludźmi. 

 

A jakie wrażenie na cudzoziemcu robi kontekst betonowej pustyni wokół Pałacu Kultury i Nauki? 

Cóż, z mojej perspektywy pustynia wydaje się dość zaludniona, nie jest opuszczonym reliktem. Domy handlowe, restauracje i kawiarnie – wokół dzieje się bardzo wiele, w sensie komercyjnym rzecz jasna. Muzeum i teatr będą tworzyć zdrową równowagę dla obecnej sytuacji. 

 

Nowa siedziba Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

 

W jaki sposób usytuowanie projektu wpływa bezpośrednio na to jak będą wyglądać obydwie instytucje? 

Wpływ ma kilka czynników. Po pierwsze zależało nam żeby budynki wzbudzały poczucie permanentności i były wykonane z materiałów, które wywołują takie skojarzenia. Po drugie, każda z instytucji miała być zdefiniowana przede wszystkim poprzez to, czym się zajmuje. W rezultacie muzeum jest przepełnione światłem – światło i sztuka tworzą nową, spójną jakość. Prowadzącym kolorem jest biel, to uniwersalny kanwas dla kolekcji ale także emblematyczny środek ekspresji dla pewnego pokolenia. Praca z kolorem białym to rodzaj optymistycznego stejtmentu, charakterystycznego dla architektów mojego pokolenia. Z kolei w przypadku teatru TR zależało nam na przywołaniu skojarzenia z odschoolowym czarnym pudełkiem, gdzie widzowie i aktorzy współżyją w intymnie dzielonej przestrzeni. Poprzez architekturę chcieliśmy uchwycić uczucia, które wiążą się z tym doświadczeniem – a więc po raz kolejny projekt i design podbijają ideę stojącą za instytucją.   

 

Kiedy odwołuje się Pan do “my” rozumiem, że chodzi o zespół architektoniczny Pana pracowni. A czy mógłby Pan przybliżyć niego kontekst i dynamikę pracy między tym teamem a zespołami działającymi równolegle w muzeum i w teatrze? 

Tak, to rodzaj trójstronnej komunikacji. Budynki powstają wspólnie, projektuję je wraz z obydwoma zespołami z instytucji. Odbyliśmy wiele rozmów i dostałem wiele pomocnej krytyki i konstruktywnego wsparcia. To prawdziwa praca zespołowa. 

 

Kiedy ostatnio rozmawiałam z głównym kuratorem MSN, Sebastianem Cichockim, był właśnie w trakcie strategicznego planowania rozmieszczenia kolekcji. W jaki sposób architektura rzuca wyzwanie kolekcji i vice versa? 

Jeśli chodzi o charakter samych przestrzeni galeryjnych, muzeum zależało na konkretnych przestrzeniach, których ściany będą permanentne. W rezultacie, nie zaprojektowaliśmy przestrzeni, która łatwo może podlegać przekształceniom czy adaptacjom, tylko serię pokoi, które następnie będą “wykuratorowane” i wypełnione sztuką prezentowaną w dłuższych okresach czasu. Sztuka będzie więc istnieć w kontekście bardzo konkretnych wymiarów i raz ustanowionych podziałów.    

 

Czy to rodzaj podejścia koncepcyjnego charakterystycznego dla tej części Europy? 

Nie posunąłbym się do aż tak daleko idącej konkluzji, ale warto podkreślić, że wiodącym trendem w muzealnictwie jest elastyczność. W warszawskim kontekście, kuratorom z MSN zależało na ograniczeniach i limitach, które wyznaczą jasny kontekst dla ich pracy z kolekcją  sposobem jej prezentacji. 

 

Czy fakt, że tak wiele elementów jest permanentnych był ułatwieniem dla projektowania? 

Absolutnie nie. Nic w tworzeniu architektury nie jest łatwe ani proste. Wszystko wymaga nieustannej uwagi i studiowania. Ale to praca z elementem miłości i troski: odkrywanie jaki charakter czy tożsamość budynek “chce” ostatecznie posiadać.

 

To piękny sposób na podsumowanie procesu projektowania, parafraza słów Michała Anioła, który miał powiedzieć, że jego rolą jest zaledwie odkrywanie kształtu, który jest ukryty w bloku marmuru. 

Tak, wydaje mi się, że dobrze wyszedł na tym podejściu.  

 

Co jest szczególnie charakterystycznego w pracy w Polsce? 

Praca w cieniu ikony komunistycznego reżimu, który przestał istnieć praktycznie z dnia na dzień. Co intrygujące – w kontekście tego, o czym wspomniałem na temat sympatii mojego pokolenia do bieli oraz szczególnego znaczenia tego koloru dla sztuki współczesnej – Pałac Kultury i Nauki był przecież oryginalnie biały. Nie chodzi tylko o pracę w fizycznej przestrzeni poprzedniej epoki, ale przestrzeni historii, którą Pałac przywołuje i którą jest wartością dodaną dla miasta współcześnie. Komercyjne funkcje bezpośredniego sąsiedztwa Pałacu to już jeden silny kontrast. Zatem wraz z nowym projektem dwóch kulturalnych instytucji, architektura musiała być równie zdefiniowana i “silna” – żeby wytrzymać kontekst i dać nowe znaczenia, a wreszcie żeby zakomunikować tożsamości obydwu instytucji.  

 

Pełna rozmowa w nowym numerze magazynu Architecture Snob. Dostępny w sieci salonów Empik.