ArchitectureSustainability

nasze przesłanie

do otaczającego nas świata jest jasne

 

choć działka zapisana na dzieci

nam nadal

wolno dysponować ziemią

Linda Vilhjálmsdóttir, Wolność (Frelsi), tł. Jacek Godek

Performatywność jako obietnica piękna. W kierunku uczciwej architektury
Adrian Krężlik

Oceany pełne plastikowych słomek, dotkliwe susze na Bliskim Wschodzie, nagłe i radykalne zmiany klimatu, topniejące lodowce, dzikie zwierzęta wymierające na masową skalę. Antropocen to eufemistyczne określenie na przemoc, z którą ludzkość traktuje naszą planetę. Stajemy się bardziej świadomi, segregujemy śmieci, a czasem nawet je upcyklingujemy; część z nas wybiera transport zbiorowy zamiast poruszać się samochodem, inni ograniczają zbędne wydatki, by powstrzymać szalejący konsumpcjonizm… Wszystkie działania podejmowane przez nas indywidualnie odsuwają (nie)uchronną katastrofę.

 

To wszystko jednak kropla w morzu. My, architekci, powinniśmy podjąć działania jako branża. Nasz wkład powinien polegać na wprowadzeniu mechanizmów, dzięki którym udałoby się zminimalizować negatywny wpływ budownictwa. Bo to, jak projektujemy, ma drastyczny wpływ na naszą planetę. Potwierdzeniem niech będzie prosta (choć niepełna) statystyka: w Stanach Zjednoczonych budynki (a także ich mieszkańcy), oraz zasoby zużyte do ich wybudowania i utrzymania, są odpowiedzialne za 38% emisji dwutlenku węgla i 72% zużycia energii elektrycznej.

Eko-hucpa


Raport Komisji Brundtland z 1987 roku wprowadził pojęcie zrównoważonego rozwoju do świadomości  zbiorowej. Ochrona środowiska stanowi w nim jeden z kluczowych punktów światowego programu politycznego. Raport zapowiada „przeprowadzenie ponownej analizy najważniejszych problemów związanych ze środowiskiem i rozwojem oraz przedstawienie propozycji działań innowacyjnych, konkretnych i pragmatycznych, mających na celu pokonanie tych problemów”.

 

Niestety, wyciągnięte wnioski i wezwania do działania zostały zignorowane. Zamiast poważnych strukturalnych zostaliśmy otoczeni pozbawioną znaczenia „ekohucpą”. Pojęcie zrównoważonego rozwoju stało się hasłem masowo wykorzystywanym w prezentacjach i przemówieniach, które nie inicjują zmian na lepsze. W tej sytuacji  my, architekci powinniśmy potrafili oddzielić działania faktyczne od pozornych. Na projektantach spoczywa bowiem znaczna część odpowiedzialności za gwałtownie postępujące zmiany klimatu. Póki ludzie spędzają większość czasu w środowisku zabudowanym lub naturalnym, to projektant musi działać na rzecz ekologii.

 

Weźmy przykład smogu, który jest obecnie bardzo gorącym tematem, szczególnie w Polsce, która ma najgorszą jakość powietrza w Europie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że projektowanie i smog nie są ze sobą związane. Tymczasem jednymi z głównych przyczyn smogu są właśnie słabe projekty architektoniczne i błędne planowanie urbanistyczne. Powstawanie smogu w obszarach miejskich zależy od wielu czynników, wśród najważniejszych źródeł trzeba jednak wymienić ruch samochodowy, niewydajne systemy grzewczych opartych na paliwach kopalnych  oraz zanieczyszczenia pochodzące z przemysłu.

 

Pierwszy czynnik, czyli ruch pojazdów spalinowych, odpowiada za powstawanie ponad 50 proc. smogu w większości obszarów miejskich. Przemieszczający się samochód lub motor wytwarzają cząsteczki zanieczyszczające powietrze na dwa sposoby: poprzez spaliny i unoszące się cząsteczki pyłu. Na smog składają się zawieszone w powietrzu produkty uboczne spalania silnika, tlenek węgla (CO), tlenki azotu (NO) i inne zanieczyszczenia wchodzące w reakcję ze słońcem czy ciepłem. Na szczęście pojawieniu się silników o wysokiej wydajności i samochodów elektrycznych prowadzi do zminimalizowania lub nawet wyeliminowania tego aspektu. Warto przy tym mieć na uwadze, że pojazdy elektryczne nie rozwiązują całego problemu, gdyż różnią się jedynie paliwem (samochód elektryczny też potrzebuje energii, a do produkcji jego baterii wykorzystuje się półszlachetne, rzadkie metale). Przemieszczające się pojazdy wytwarzają i poruszają znakomite ilości drobnych cząsteczek zanieczyszczeń pochodzących z pyłu z hamulców i z opon.

 

Niska gęstość zaludnienia, rozrastanie się miast, postępujące zabudowywanie terenów zielonych i korytarzy napowietrzających, modernistyczny podział miasta na strefy funkcjonalne, nieefektywny transport publiczny, brak ścieżek rowerowych lub niebezpieczne ścieżki rowerowe – wszystko to sprawia, że mieszkańcy zmuszeni są do korzystania z samochodów zanieczyszczających powietrze. Jakość tego ostatniego mogłaby ulec poprawie, gdyby miasta projektowano w sposób zdecentralizowany, przyjazny dla pieszych i rowerzystów, ze zintegrowanymi terenami zielonymi oraz szybkim, wydajnym i czystym transportem publicznym.

 

Jak wynika z licznych raportów środowiskowych, drugą przyczyną smogu są niewydajne systemy grzewcze. Ogrzewanie ma na celu zapewnienie lub zwiększenie komfortu użytkownika. Komfort cieplny to jeden ze współczynników, który inżynierowie biorą pod uwagę przy projektowaniu instalacji grzewczych, wentylacyjnych i klimatyzacyjnych.Wielkość podstawowego zapotrzebowania budynku na ciepło zależy od jego kształtu i położenia, orientacji geograficznej, zastosowanego rozwiązania pasywnego, jakości użytych materiałów oraz proporcji ścian do okien. To architekt ma największy wpływ na wyżej wymienione aspekty.

 

W swojej książce Heating, Cooling and Lighting (Ogrzewanie, chłodzenie i oświetlenie) Norbert Lechner twierdzi, że odpowiednie decyzje architekta mogą doprowadzić do zmniejszenia zapotrzebowania budynku na energię nawet o 80 proc. Emanuele Naboni i inni badacze i badaczki z KADK (Królewska Duńska Akademia Sztuk Pięknych) w Kopenhadze poszukują rozwiązań architektonicznych, dzięki którym możliwe będzie zmniejszenie zużycia energii. Inżynierowie z największych światowych firm, takich jak ARUP czy Buro Happold, zastanawiają się, jak zmodyfikować projektowanie architektoniczne, by poprawić funkcjonowanie budynków. “Inżynierowanie” budynków działa a posteriori nigdy nie przyniesie takich dobrych rezultatów, jak symulacja przeprowadzona a priori czy przemyślany projekt.

Zielone certyfikaty

 

LEED, BREEAM, WELL, DGNB to przykłady najbardziej rozpowszechnionych systemów certyfikacji, które pojawiły się na rynku w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Zdziwienie może budzić sytuacja, gdy budynek, który powstaje na środku pustyni, otrzymuje zaświadczenie, że jest przyjazny środowisku. Można zadać sobie pytania, jak dostarcza się tam materiały na budowę, jak zmieni się ekosystem, jak można do tego budynku dojechać i jaki wydatek energetyczny będzie z tym związany. Takie przykłady mogą budzić nieufność – i nic w tym dziwnego – certyfikaty przyznawane są w oparciu o punkty przydzielane w różnych kategoriach (w zależności od funkcji budynku wyżej lub niżej premiowane są lokalizacja i dostępność, zużycie wody, materiałów, energii i inne aspekty. ). W przypadku LEED maksymalnie można uzyskać 110 punktów, a odznaczenie przyznawane jest już od 40 punktów. Wnioski nasuwają się same… Nie bez kozery w branży krąży opinia, że certyfikaty pełnią współcześnie jedynie funkcję narzędzi rynkowych. Jak wspomina Gang Chen, autor wielu książek dotyczących tematyki LEED, branding i marketing to jedne z ważniejszych zalet certyfikacji (jednocześnie, mając to na uwadze, uważam, że jeśli budynek naprawdę stanowi pozytywny przykład i służy środowisku, należy o tym głośno mówić). Jest jednak jeszcze inna ważna korzyść płynąca z tego rodzaju atestów i poświadczeń jakości.

 

We wstępie do przewodnika LEED Core Concepts jego autorzy przywołują koncepcję „potrójnej linii przewodniej”(tripple bottom line) opracowaną przez angielskiego ekonomistę Johna Elkingtona. Elkington twierdzi, że każde przedsięwzięcie powinno brać pod uwagę trzy aspekty, określane w skrócie jako społeczeństwo, przychód, planeta (people, profit, planet). Przyjęcie powyższej postawy zmusza inwestora, projektanta i wszystkie pozostałe strony zaangażowane w procesy projektowania, budowy i utrzymania budynku do przyjęcia podejścia holistycznego.

 

Opracowanie certyfikatów miało na celu poprawienie standardów architektury, a przez to komfortu życia mieszkańców, i zmniejszenie negatywnego wpływu na środowisko naturalne. Coraz częściej zdarza się, że architekci sięgają po wytyczne certyfikatów, które są bardziej rygorystyczne niż ustalenia prawne. W ten sposób chcą zapewnić, aby projekt odpowiadał potrzebom dzisiejszego rynku. Badania naukowe, na których opierają się certyfikaty, są aktualne i odpowiadają na szybko postępujące zmiany społeczne. Wystarczy wziąć przykład światła dziennego we wnętrzu. Polskie prawo bazuje na radzieckim (!) modelu z lat 60., a LEED wykorzystuje ekspertyzy z ostatnich 15 lat.

 

 

Budynek Unikato zaprojektowany przez pracownię KWK Promes Roberta Koniecznego. Jest to pierwszy budynek na świecie,
którego kolor fasady jest wynikiem badań nad zanieczyszczeniem powietrza na Śląsku.

Odpowiedzialne projektowanie

Doktor Kristof Crolla z Uniwersytetu w Hong Kongu twierdzi, że szczegółowe prawo budowlane, rozporządzenia byłyby zbędne, gdyby dobrze wykształceni i uczciwi architekci projektowali dobrą architekturę. Zwraca on uwagę na to, że prawo odgórne rozporządzenia mogą ograniczać kreatywność architekta. Przytacza przykład Hong Kongu właśnie, gdzie zaprojektowanie obiektu wychodzącego poza formę pudełka jest właściwie niemożliwe. A przecież już w czasie studiów uczy się o prawidłowej szerokości korytarza, ilości światła we wnętrzu i innych aspektach dobrze zaprojektowanej architektury. W opinii Crolla prawo budowlane jest aktem nieufności wobec branży. W podobnych duchu można spojrzeć na certyfikaty – gdyby architekci projektowali komfortowe i nie niszczące środowiska budynki, mogłyby nie być potrzebne.

 

W podobnym tonie wypowiada się Adam Ozinksy, inżynier ochrony środowiska z berlińskiego ARUP-a. Przedstawił on koncepcję uczciwej architektury (honest architecture). Zasugerował, że podczas projektowania powinniśmy szukać pasywnych rozwiązań, zrezygnować z przestarzałego myślenia formą i brać pod uwagę energię wbudowaną (energię, która została wykorzystana podczas pracy nad stworzeniem produktu). Przypomina o odpowiedzialności architekta wobec klienta, środowiska i społeczeństwa. Uważa, że na wczesnych etapach projektowania powinniśmy używać narzędzi symulacyjnych, które pozwalają przewidzieć, jak budynek będzie działał.

 

Projektowanie zintegrowane, czyli szersza współpraca pomiędzy inżynierem a architektem, powinno być standardem, a nie wyjątkiem. Otwartość na uzyskiwanie informacji zwrotnej, kołowy proces (closed feedback loop) projektowania zamiast liniowego to kolejne metody, które są podstawami zarówno honest architecture, jak i przyznawania certyfikatów.

 

 

 

 

 

Koszt cyklu życia – krzywa Paulsona

 

Warto tutaj wspomnieć o krzywej Paulsona, która pokazuje korzyści z podejmowania decyzji na wczesnym etapie, na którym projektant (i inżynier) mają duży wpływ, oraz minusy podejmowania decyzji na późnym etapie – ze względu na wysokie koszty i niewielki wpływ na ostateczny wynik.  Aby wcześnie podejmować decyzje, zespół projektowy musi wspólnie pracować nad projektem od samego początku. Patrick MacLeamy, prezes HOK (największej amerykańskiej firmy architektoniczno-inżynieryjnej) wykorzystał krzywą Paulsona w dyskusji o projektowaniu architektonicznym, budowie i utrzymaniu budynku. MacLeamy postuluje wprowadzenie projektowania zintegrowanego na najwcześniejszych etapach pracy. Omawiana krzywa to kolejny element, który przemawia za uznaniem wydajności za kluczowy czynnik w projektowaniu architektonicznym.

Czy forma architektoniczna jest najważniejsza?

 

Zdecydowana większość architektów traktuje projektowanie pasywne czy ekologiczne jako odrębną „gałąź” architektury. Co dziwne, eko-świadomi architekci tworzą osobną grupę, prawie kształt hippisowskiej subkultury. Nie chcą nosić czarnych koszul czy rozmawiać o nowych projektach Johna Pawsona czy brutalizmie Liny Bo Bardi. Często kojarzeni są z tzw. architekturą wernakularną (zakorzenioną w tradycji lokalnej, tworzoną przez miejscowych, ), nie pojawiają się w popularnych pismach czy na portalach internetowych. Tylko nieliczni ocierają się o mainstream. Vo Trong Nghia, Stefano Boeri, Hiroshi Sambuichi to prawdopodobnie najbardziej (i pewnie jedyne) znane postacie zielonej awangardy. W ich projektach zrozumienie środowiska jest wyjściowym punktem projektu.

 

Wiele spośród największych biur architektonicznych (F+P, IDOM, HOK, SOM) zatrudnia dziś zespół zajmujący się zrównoważonym rozwojem. Niestety, często nie jest to zespół projektowy lecz doradczy, zaangażowany w ulepszanie istniejącego projektu, a nie w projekt koncepcyjny. Nie są oni integralną częścią głównego zespołu projektowego, więc mają niewielki wpływ na efekt końcowy.

 

Wraz z rozwojem nauki i technologii projektowanie ekologiczne dostało nowe narzędzia i metody. Nie musi być ono wykorzystywane tylko przez specjalistów i eko-świadomych architektów. Projektowanie pasywne, biomimetyka, mimikra wernakularna oraz komputerowe symulacje środowiska to najważniejsze narzędzia służące powstawaniu odpowiedzialnej i prawdziwie zielonej architektury. Wspomniane rozwiązania niosą ze sobą inny język estetyczny i architektoniczny, stanowią alternatywę dla wszechobecnego pseudo-modernizmu i minimalizmu.


W ekologicznym projektowaniu nie chodzi o wybór najlepszych materiałów czy doskonałych systemów wentylacyjnych, instalacji elektrycznych, sanitarnych i kanalizacyjnych zasilanych energią słoneczną – a przynajmniej nie z punktu widzenia architekta. Powyższe czynniki wprowadzane a posteriori powinny być traktowane jako uzupełnienie projektu, mające na celu dalsze zwiększanie komfortu projektowanej przestrzeni i minimalizację negatywnego wpływu na środowisko.
Ulepszanie współczesnej architektury, mającej swoje źródła formalne i przestrzenne w anty-ekologicznym modernizmie, wymaga użycia złożonych systemów wentylacyjnych, grzewczych, sanitarnych, które przy dobrze dobrze zaprojektowanej formie nie byłyby potrzebne. Architekt ma do dyspozycji inny repertuar środków, taki jak: położenie na działce, orientacja według kierunków świata, bryła, a także rozwiązania formalne, takie jak położenie okien, kształt dachu, jego typ i proporcje.

 

Warto spojrzeć na rozwiązania w architekturze wiejskiej, wspomnianej wcześniej mimikrze wernakularnej. Na tradycyjnych, niezmodernizowanych obszarach wiejskich można znaleźć przykłady współgrające z lokalnym klimatem, cyrkulacją powietrza, kształtem dachów i umiejscowieniem okien. Dużo miejsca temu tematowi poświęca m.in. Władysław Matlakowski w swojej publikacji Budownictwo Ludowe na Podhalu, gdzie zwraca uwagę, że XIX-wieczne chałupy góralskie zawsze mają okna zwrócone na południe, żeby mogły łapać jak najwięcej światła, czy szeroki okap, który chroni przed deszczem.  Mimikra wernakularna to gałąź wiedzy, która bada i szerzy takie podejście. Warto wspomnieć książkę The Barefoot Architect (Bosy architekt) Johana van Lengena, która pokazuje, jak rozwiązania formalne obecne w różnych klimatach radzą sobie ze specyfiką klimatu. Poradnik pokazuje między innymi, jak tradycyjnie radzono sobie z wentylacją w klimacie gorącym i wilgotnym. Wyjaśnia, jak kształt, wysokość dachu, wielkość okapu, położenie i rozmiar okien mogą wpływać na cyrkulację powietrza.


Z pewnością przyjrzenie się takim sposobom projektowania i adaptacja ich do potrzeb dużych inwestycji jest wyzwaniem. Ale jest wyzwaniem, które należy podjąć. Tradycyjne wernakularne rozwiązania wykorzystywały niskokosztowe (energetycznie i finansowo) rozwiązania, które powinny być wzorcem dla architektury w danym regionie, a nie tylko antykwaryczną ciekawostką w skansenie.

 

Międzynarodowy styl wypracowany w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, charakteryzujący się produkowanymi na masową skalę budynkami z żelaza i stali, dużymi przeszkleniami, oraz negacją lokalnej tradycji budowlanej i lekceważeniem stref klimatycznych, zmienił branżę budowlaną w sposób nieodwracalny. Biurowce położone w strefach gorących i wilgotnych starają się wyglądać podobnie do biurowcy w Holandii i Niemczech. Odrzucenie regionalizmu i unifikacja w imię estetyki wydaje się być jednym z największych grzechów nowoczesnej i współczesnej architektury.


Można sobie zadać pytanie, jak dziś możemy wykorzystać wiedzę tradycyjną i nowoczesne technologie. Za przykład niech posłuży wspomniane wcześniej umieszczanie okien na południowej elewacji w  chatach góralskich. Dzięki użyciu narzędzi do symulacji możemy dowiedzieć się, ile światła dziennego wpada przez okno umieszczone na wybranej elewacji, co stanie się, jeśli zmienimy jego wielkość, użyjemy innego typu szkła etc. Projektowanie wspomagane symulacją zapewnia lepszą performatywność budynku.

Dzisiejszy rynek oprogramowania obfituje w liczne i  łatwo dostępne narzędzia do symulacji. Nowe pokolenie, biegłe w obliczeniach, które szybko chwyta świeże pomysły i uczy się obsługi nowego oprogramowania, może wnieść wcześniej niespotykaną wartość do firm. Nawet prosta symulacja ilości światła dziennego lub energii zwiększa szansę na zaprojektowanie lepiej funkcjonującego budynku. Takie podejście wymaga od architekta większej wiedzy i umiejętności, czego niektórzy z nas mogą nie akceptować. Nigdy wcześniej nie leżało to w zakresie pracy architekta, ale gwałtowna urbanizacja zmusza nas do podjęcia odpowiednich działań.

 

Symulacje architektoniczne często wskazują nieoczywiste rozwiązania przestrzenne i estetyczne. Możemy na nie przystać lub nie. Pojawia się pytanie: dlaczego estetyka, w kórej się poruszamy na co dzień, jest lepsza niż ta proponowane przez symulację? Jakie elementy są dla nas ważne? Czy palladiańskie lub corbusierowskie wzorce estetyczne są ważniejsze niż troska o środowisko naturalne i dobro wspólne?

Co dalej?

Odpowiedzialność za naszą planetę jest integralną częścią pracy architekta. Dobrze wykonany projekt powinien stanowić fundament architektury. Dzisiaj nie możemy sobie pozwolić na megalomanię i ignorancję.

 

Spotkanie z murem niezrozumienia stanowi ważny element w mojej pracy zawodowej. Tak też zdarzyło się podczas spotkania w biurze David Chipperfield Architects, które zaserwowało mi, ciągle naiwnemu idealiście, lodowaty prysznic. W odpowiedzi na moją sugestię, że niewielki obrót żaluzji elewacyjnych znacznie poprawi doświetlenie wnętrza, otrzymałem oświadczenie: “nasze rozwiązania bazujemy na aspekcie estetycznym, nie jesteśmy zainteresowani taki zmianami”. Mówi się, że ryba psuje się do głowy. Wydaje mi się, że to właśnie mistrzowie, a za takiego z pewnością uważa się Davida Chipperfielda, powinni dawać przykład i wyznaczać nowe kierunki.

Na szczęście, patrząc z perspektywy dobra wspólnego, a nie architektury, wiele decyzji podejmują inwestorzy, a nie architekci. Inwestorzy, co oczywiste, starają się zmniejszać koszty. Cięcie kosztów to szukanie oszczędności, a największe można znaleźć w eksploatacji budynku, o czym przypomina McLeamy. Zielone budynki ze swojej specyfiki są energooszczędne. Dlatego właśnie inwestorzy coraz częściej będą szukać właśnie takich rozwiązań. Jak wcześniej wspomniałem, można je osiągnąć poprzez nowoczesne systemy, ale lepszym rozwiązaniem są dobre projekty architektoniczne, osadzone w środowisku naturalnym.

 

Populacja światowa osiągnie 8 (!) miliardów ludzi, z których 60-80 procent będzie mieszkać w strefach miejskich. Nie jest jasne, jaki procent obszarów zabudowanych został zaprojektowany przez profesjonalistów, ale nawet jeśli jest to niewielki odsetek, to projektanci ponoszą odpowiedzialność za kształtowanie pozytywnych wzorców architektonicznych. Projektowanie w duchu zrównoważonego rozwoju jest  obowiązkiem naszej profesji. Inne podejście świadczą o ignorancji problemu gwałtownie postępującej degradacji planety.

Estetyka architektoniczna jest odzwierciedleniem rozwoju społeczeństwa, francuskie barokowe pałace pokazują zasobność kies ich fundatorów, modernistyczne, prefabrykowane osiedla z lat 60. i 70. przypominają o gwałtownej urbanizacji i próbach uzupełnienia niedoborów mieszkaniowych. Dzisiejsze pokolenia muszą zmierzyć się z gwałtownym ociepleniem klimatu i planetą zubożałą przez lata wyzysku. Nowe rozwiązania estetyczne wynikają właśnie z performatywności budynku, z tego, jak współgra z naturą, skąd i w jaki sposób czerpie wodę, światło czy energię cieplną. Formalistyczne podejście do architektury wydaje się archaiczne i adekwatne do problemów, które może rozwiązywać. Redukowanie architektury do piękna, klasycznego czy modernistycznego, jest co najmniej występkiem.

Mam nadzieję, że dla wszystkich jest już oczywiste, że sposób projektowania wywarł drastyczny wpływ na naszą planetę.

Adrian Krężlik – architekt, który zajmuje się zastosowaniem współczesnych technologii w projektowaniu. Założyciel platformy edukacyjnej Architektura Parametryczna oraz berlińskiej agencji Parametric Support, który zajmuje się aplikacją optymalizacji i automatyzacji do procesów architektonicznych. Wykładowca berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych Weißensee oraz poznańskiej School of Form.