Architecture

Europa Wschodnia i Centralna nie istnieje na architektonicznej mapie Sarkisa. Refleksje wokół Biennale Architektury w Wenecji.

Marcin Szczelina

 

Poprzednie Biennale Architektury pod przewodnictwem architektek z Irlandii, Yvonne Farrell i Shelley McNamara, w większości światowych recenzji uznano za pozbawiony refleksji, nudny i banalny przegląd projektów. Wszyscy zgodnie twierdzili, że kuratorkom nie udało się pobudzić dyskusji na temat kondycji współczesnej architektury w dobie nowych wyzwań, z jakimi mierzy się architektura w związku ze zmianami klimatycznymi. Dlatego starając się nawiązać do najlepszych edycji Biennale, których kuratorami byli wybitni krytycy i teoretycy architektury, organizatorzy zaprosili Hashima Sarkisa, licząc, że Biennale stanie się niczym laboratorium i poligon doświadczalny w jednym, gdzie jak na stole prosektoryjnym bada się istotę dziedziny, eksploruje jej granice, czasem proponuje prezentacje krótkich, acz efektownych mód, czasem wytycza nowe kierunki rozwoju, ale przede wszystkim redefiniuje pojęcie architektury w zmieniającej się rzeczywistości.  Sarkis to 56 letni architekt urodzony w Bejrucie, ale już od lat osiemdziesiątych mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych. Architekt prowadzi swoje własne biuro projektowe z dwoma oddziałami w Massachusetts w USA oraz w stolicy Libanu, Bejrucie. Sarkis jest również cenionym wykładowcą uniwersyteckim. Przez wiele lat był wykładowcą na Harvardzie, a od pięciu lat jest dziekanem Wydziału Architektury i Urbanistyki Massachusetts Institute of Technology (MIT). Wydaje się, że Sarkis jest kandydatem idealnym na stanowisko kuratora jako czynny zawodowo architekt z intelektualnym zapleczem akademickim. W swoim Biennale pyta „How will we live together?” – „Jak będziemy razem żyć?”. Sarkis pisze: “Potrzebujemy nowej umowy przestrzennej. W obliczu zaostrzających się podziałów politycznych i rosnących nierówności ekonomicznych, wzywamy architektów do wyobrażenia sobie przestrzeni, w których możemy żyć razem”. Dalej określa tematy, wokół których zamierza budować swoja wystawę. 

 

 

Biennale Sarkisa wzbudziło wiele nadziei na patrzenie poza granice własnego kraju, budowanie szerszych relacji i wzajemne rozumienie własnych ograniczeń i w końcu próbę pobudzenia głębszej refleksji na temat architektury. 

 

Nie ocenia się wystawy przed jej otwarciem, ale opublikowana lista architektów i zespołów projektowych jakie zaprosił Sarkis do wystawy wzbudza moją konsternację. Na 114 uczestników aż 26 architektów to Amerykanie (z tego 8 biur jest z Nowego Jorku), drugą najliczniejszą grupą są projektanci z Wielkiej Brytanii (12 biur, z czego większość pochodzi z Londynu). Praktycznie nieobecni są architekci z Europy Wschodniej i Centralnej. Rosja, Polska, Ukraina, Węgry i inne kraje tej części Europy będą reprezentowane zaledwie przez jedno czeskie biuro HAJEK & SKULL + MOLOARCHITEKTI z Pragi. Czy to poprawność polityczna sprawiła, że jest architekt z Czech? Czy jednak zadecydował dość bezpieczny research przeprowadzony przez kuratora? Czy “jak będziemy żyć razem”, wiedzą głównie architekci ze Stanów i Londynu? Życzyłbym sobie, aby kuratorzy częściej wychodzili ze swojej strefy komfortu i dopuszczali inne perspektywy myślenia o architekturze. 

 

Na świecie trwa mobilizacja. Rozprzestrzeniający się w szybkim tempie koronawirus sprawił, że odwoływane są kolejne imprezy. W ostatnim czasie przesunięto m.in. otwarcie Salone del Mobile w Wenecji, a kilka dni temu dołączyło do tej listy MIPIM, czyli Międzynarodowe Targi Nieruchomości i Inwestycji w Cannes. Zważywszy na fakt, że to właśnie Włochy w ostatnim miesiącu są wylęgarnią wirusa w Europie, nic więc dziwnego, że wczoraj zdecydowano się przesunąć otwarcie Biennale z maja na sierpień. Dotychczasowy bilans w kraju to ponad 100 zmarłych. Z kolei liczba zakażonych wirusem przekroczyła liczbę 3 tysięcy osób. Sytuacja jest na tyle poważna, że rząd Włoch wydał w niedzielę dekret w sprawie walki z koronawirusem. Na mocy rozporządzenia kraj został podzielony na trzy strefy: czerwoną, czyli ogniska wirusa, żółtą, gdzie jest mniej przypadków, i pozostałą część. Wenecja, czyli najbardziej oblegane turystyczne miasto na świecie, w której odbywa się Biennale Architektury, należy do tzw. strefy żółtej, czyli strefy w której stwierdzono przypadki koronawirusa. Obowiązuje w Wenecji zakaz organizacji imprez sportowych oraz kulturalnych, w restauracjach i miejscach publicznych ogranicza się ilość osób, w barach i restauracjach oraz różnego typu kolejkach mają zostać zachowane zasady odległości jednego metra. Brzmi to trochę nierealnie zważywszy na fakt, że corocznie Wenecja odwiedzana jest przez ponad 20 milionów turystów! Będąc w mieście nad laguną trochę dłużej, łatwo o refleksję, że turyści to szarańcza. Każdy kto jest tu parę dni, ma już rozeznanie jak się poruszać po kanałach, korzystać z vaporetto. Patrzymy z góry na tych jednodniowych. To przez nich cierpi Wenecja. Łatwo ich rozpoznać. Poruszają się grupami, zazwyczaj z przewodnikiem na przodzie z chorągiewką. Mają podobny wygląd, w sensie rasy, wieku, klasy społecznej, np. emerytowani Niemcy, Japończycy z aparatami albo Amerykanie z nadwagą. Odwiedzają Europę w objazdowych wycieczkach, Wenecja to dla nich tylko kolejnych punkt do odhaczenia. Dokonują szybkiego desantu, przelewają się przez Plac Świętego Marka, kupują kiczowate koszulki z gondolami, robią sobie zdjęcia w bocznych uliczkach nad kanałami, gdzie zajmują przejście, co powoduje zatory piesze, jedyne obok korków na Canal Grande, jakie zna Wenecja — miasto bez samochodów. A po kilku godzinach znikają. Nie zostawiają nawet pieniędzy, nie kupują nic oprócz drobnych pamiątek, najczęściej nie mających nic wspólnego z weneckim rzemiosłem — słynnym szkłem z Murano, czy koronkami z Burano. 

 

Podobnie jest podczas dni otwarcia Biennale w Wenecji, na których można się poczuć jak na ulicach Nowego Jorku. To jedyna impreza architektoniczna, której udaje się co dwa lata gromadzić najwybitniejszych architektów, kuratorów i dziennikarzy z całego świata. Tysiące ludzi w jednym miejscu, przemieszczających się pomiędzy Arsenałem a Pawilonami Narodowymi w Giardini. Na Biennale jest tłoczno, zachowanie 1 metra odległości w takich okolicznościach jest po prostu nierealne. Tak więc mogą się spełnić dwa scenariusze. Pierwszy, mniej optymistyczny, to rekord pod względem najsłabszej frekwencji w historii Biennale Architektury w Wenecji. Tego raczej nie dopuszczają organizatorzy, którzy co edycję chwalą się kolejnym pobitym rekordem odwiedzin. Raczej nie byłby to wymarzony początek kadencji nowego dyrektora La Biennale di Venezia, włoskiego filmowca Roberto Cicutto, który niedawno przejął stery od Paolo Baratta, prowadzącego Biennale w Wenecji przez poprzednie dwanaście lat. Drugi scenariusz, bardziej optymistyczny, zakłada opanowanie rozprzestrzeniania się koronawirusa na tyle, że podróże będą znowu bezpieczne i uda się opanowanie ogólnoświatowej histerii. 

 

W tym kontekście hasło Sarkisa “ How will we live together” nabiera nowego znaczenia, a zaproszeni architekci powinni w swoich pracach uwzględniać obecną sytuację. Zostało pięć miesięcy do otwarcia biennale, mam nadzieję, że Sarkis wykorzysta ten czas do głębszego researchu i poszerzenia listy architektów, z regionów, które pozostają białymi plamami na weneckiej mapie Sarkisa.