Architecture

Przedmieścia rozrastają się także w Polsce. Taki wniosek nasuwa się jednoznacznie po obejrzeniu “Trouble in Paradise”, wystawy, którą na tegorocznym weneckim Biennale prezentuje zespół kuratorski PROLOG +1. Wykorzystując scenografię tak prostą, że niemal nieoddającą dziwności i skali tego zjawiska w całej jego okazałości, kuratorzy jednocześnie pokazują to, co dzieje się na prowincji najszybciej rozwijającego się kraju byłego bloku wschodniego oraz proponują, rzeklibyśmy, nieco ekstrawaganckie rozwiązania mające służyć poprawie obecnej sytuacji.

 

Aaron Betsky

Wystawa ujrzała światło dzienne we właściwym momencie. Dla mnie, jako outsidera, rozczarowujący jest fakt, że niektóre podejścia, które Polska wydawała się przejmować z Europy Północnej – w tym ustrukturyzowany na poziomie władz różnego szczebla rozwój terenów podmiejskich, którego celem było stworzenie bardziej skoncentrowanego, wspólnego mieszkalnictwa skupionego wokół infrastruktury, placówek edukacyjnych i sieci komunikacji publicznej – oddały pole mieszkaniowemu leseferyzmowi. Zjawisko to polega na wznoszeniu domów jednorodzinnych dla odpowiednio zamożnych, często na terenach byłych gospodarstw wiejskich, teraz już bezużytecznych z powodu konsolidacji i uprzemysłowienia sektora rolniczego, obserwowanemu tak często w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach.

 

Kuratorzy starali się umieścić polską wersję tego zjawiska w międzynarodowym kontekście, zapraszając krytyków (takich jak Platen Issaias i Hamed Khosravi, Pier Vittorio Aureli, Andrea Alberto Dutto, Katarzyna Kajdanek, Lukasz Moll i Jacenty Dedek) do przeanalizowania uwarunkowań panujących na wszechobecnych przedmieściach. Zrobili to niezwykle klarownie i z dużym rozmachem. W podejściu zespołu PROLOG widać wyraźnie sposób, w jaki kuratorzy i krytycy stale przechodzą, zarówno w tekstach, jak i w planach istniejących przestrzeni i budynków, od ujęcia globalnego do lokalnego. Wszędzie zauważają rozpad znanych systemów porządkowania przestrzeni. Dotyczy to zarówno geometrycznych układów pól i pastwisk, jak i hierarchii lokalnych, regionalnych i krajowych dróg oraz form budynków, które rozwijały się przez stulecia, czy wręcz tysiąclecia, w oparciu o ich funkcję związaną z magazynowaniem lub zamieszkaniem. Zamiast tego, losowe umieszczanie struktur w krajobrazie w sposób maksymalizujący wykorzystanie ziemi, jej możliwości i dostępu do niej, wiąże się obecnie z formami powstającymi niemal samorzutnie i przedstawiającymi niewielką wartość pod względem funkcjonalności czy zagospodarowania przestrzeni.

Trouble in Paradise, zdjęcia: Jacopo Savi

Warunki panujące w Polsce postrzegać można jako nawet bardziej ekstremalne niż w innych częściach Europy z kilku powodów. Jednym z nich jest tempo, z jakim transformacje w gospodarce prowadzą do takich zmian. To powoduje, że infrastruktura społeczna, kulturalna czy transportowa ma niewiele czasu na adaptację. Architekci i projektanci również nie są w stanie odpowiednio szybko i ochoczo wypracowywać reakcji na zmieniające się warunki. Co więcej, większość obszarów, na których rozrastają się przedmieścia, to tereny stosunkowo monotonne i nijakie (przynajmniej dla zewnętrznego obserwatora), co stanowi usprawiedliwienie dla wprowadzania na nich udziwnień i ekscentryzmów.

 

W przeciwieństwie do katalogu, na wystawie pojawiają się problemy w obszarze definiowania i rozróżnienia. Kuratorzy zawiesili na ścianach płachty z wydrukami fotografii ukazujących obecny stan polskiego krajobrazu. Ten sposób prezentacji sprawia, że zdjęcia, które wykonali Jan Domicz, Michał Sierakowski i Paweł Starzec choć piękne i sugestywne, stają się niejasne. O ile ta technika współgra z tematem przewodnim całego wydarzenia, o tyle nie odzwierciedla informacji zawartych w katalogu na tyle szczegółowo, żeby pozwolić nam, odbiorcom, dokładnie zaznajomić się z obecnym stanem rzeczonego zjawiska w Polsce.

 

Prace zaproszonych do współpracy europejskich zespołów – Atelier Fanelsa, Gubahamori, KOSMOS, Rural Office for Architecture, RZUT i Traumnovelle – prezentowane w hali wystawowej w formie modeli architektonicznych i reprodukcji rysunków, także sprawiają wrażenie nieco generycznych. Każdy proponuje bowiem model XXI-wiecznej socjaldemokratycznej utopii, czyli rodzaj architektury, któremu przyklasnąłby każdy szanujący się obrońca środowiska. Większość prac przedstawia struktury współdzielone: zamiast budynków przeważających obecnie w polskim krajobrazie i mieszczących rodziny, zgromadzone dobra czy gospodarstwa, proponują więc tworzenie sieci powiązanych obiektów wyposażonych w panele słoneczne i inne mechanizmy gromadzenia energii odnawialnej, szklarnie oraz przestrzeń dla wspólnoty mieszkaniowej.

 

Efekt jest zdecydowanie nęcący. Prace ubrane w łagodne barwy i wypełnione szczęśliwymi rodzinami odzwierciedlają nowy rodzaj generycznej architektury, której neutralna struktura gwarantuje jej demokratyczny charakter i efektywne wykorzystanie zasobów. To świat wspólnot i komun, a przynajmniej wielkodusznego kapitalizmu, zamieszkały przez prawdziwą klasę średnią, mogącą pozwolić sobie na wygodne funkcjonowanie w tej radosnej wersji mariażu rolnictwa, sektora produkcyjnego i podmiejskiego życia.

 

Przyznaję, że ta wizja mnie uwiodła – ale nie przekonała. Po raz kolejny w kontekście opisywanego zjawiska obserwuję bowiem rozdźwięk między analizą obecnej sytuacji a propozycją na przyszłość. Zamiast przyjąć do wiadomości, że ludzkie pragnienie przestrzeni, zarówno w domu, jak i wokół niego, jest na tyle silne, żeby przeznaczyć na ten cel naprawdę dużo czasu i pieniędzy, architekci forsują wizję miejskiego bloku w niemiejskim otoczeniu. Zamiast przyznać, że niesprawiedliwość społeczna, która jest nieodłączną częścią polskiego kapitalizmu tak ochoczo przyjętego przez obecne władze, przekłada się na zróżnicowanie budownictwa mieszkaniowego i jego użytkowania, chcą stanowić równość społeczną poprzez architekturę. I wreszcie zamiast uzmysłowić sobie chaotyczny i brutalny charakter rolnictwa i przemysłu, nawet w zrównoważonym wydaniu (próbowaliście kiedyś odetchnąć pełną piersią w gospodarstwie ekologicznym?), prezentują baśniową wersję nowej ekotopii.

 

Powyższe jest zresztą dokładnie ich celem – tak kuratorzy opisują swoją intencję odwrócenia trendu rozrastania się przemieść:

Zdaniem kuratorów wystawy istotnym problemem jest postrzeganie prowincji przez pryzmat uproszczeń i stereotypów traktujących ją jako utracony raj, miejsce, w którym można odpocząć od udręki cywilizacji. Okazuje się jednak, że ideał życia pod miastem ma krótki „termin przydatności”. Pandemia, która nasiliła na całym świecie proces migracji na tereny podmiejskie, wydobyła na światło dzienne trudności, z jakimi od lat zmaga się polska prowincja, m.in. brak komunikacji publicznej, powszechnego dostępu do internetu czy integracji między „przybyszami” a rdzennymi mieszkańcami.

 

 

– Coraz rzadziej wieś stanowi obietnicę autonomii i ucieczki od miasta, a coraz częściej staje się przestrzenią magazynową, miejscem na obwodnice, hale produkcyjne, fermy, całą infrastrukturę, bez której życie w dużych aglomeracjach byłoby niemożliwe. Wynika to przede wszystkim z przekonania o służebnej roli wsi, zgodnie z którym stanowi ona zaplecze miast. Chcemy tę perspektywę odwrócić, przestać myśleć o prowincji z „mieszczańskiego” punktu widzenia – mówi Robert Witczak z zespołu kuratorskiego PROLOG +1. – Zależy nam na tym, żeby pokazać wieś nie jako przestrzeń zamkniętą, podzieloną, sprywatyzowaną, ale jako przestrzeń idei.

stawy.

Trouble in Paradise, zdjęcie: Jacopo Salvi

Tymczasem na całym świecie pandemia spowodowała wzrost cen domów na wsi oraz dalsze rozrastanie się miast. Co więcej, rozbudowa przestrzeni magazynowych i infrastruktury przemysłowej nie tylko nie przeszkadza bezkształtnemu rozlewaniu się miast, ale wręcz idzie z nim krok w krok. Rozrastanie się przedmieść to trend, który z nami zostanie – tak w Polsce, jak i wszędzie indziej.

 

Niemniej jednak ta wystawa spełniła swą rolę znakomicie. Zaowocowała bowiem nie tylko tekstami i rysunkami analitycznymi o niezwykłym stopniu klarowności, precyzji i percepcji, ale dała również polskim architektom i architektkom szansę pomarzyć i zaproponować alternatywne rozwiązania. I nie chodzi tutaj o to, że modele te powinny zostać zrealizowane, a raczej o to, żeby stanowiły przeciwwagę dla brzydoty, postępującej dewastacji środowiska naturalnego i rozwarstwienia społecznego, które są w tej chwili elementami krajobrazu Polski. Mam nadzieję, że kolejni przedstawiciele władzy będą potrafili czerpać z wyobraźni i wiedzy zaprezentowanych przez autorów tej wystawy.

Warning: preg_match(): Compilation failed: invalid range in character class at offset 12 in /usr/home/Archisnob/domains/archisnob.com/public_html/wp-content/plugins/js_composer/include/classes/shortcodes/vc-basic-grid.php on line 184

Aaron Betsky jest jednym z najbardziej uznanych krytyków architektury na świecie, kuratorem, pedagogiem, wykładowcą i pisarzem tekstów o architekturze i designie. Były dyrektor Cincinnati Art Museum oraz School of Architecture w Taliesin (dawniej Szkole Architektury Franka Lloyda Wrighta).